8 views 4 mins 0 comments

NIANIA NR 2.

In 2018
31 lipca, 2018

Po dwunastu miesiącach „szaleństwa” przyszedł czas na powrót Matki do pracy i w związku z tym, poszukiwania niani dla Bruna. Bazując na doświadczeniu ze mną, Stwórcy rozpoczęli poszukiwania dość późno. Zdecydowanie za późno, jeśli mam być szczery. Niestety nie wzięli pod uwagę, że trzy i pół roku to bardzo długi czas na rynku pracy nianiek w Warszawie.

Na ogłoszenie z takimi samymi warunkami, jak dla mojej niani, przez pierwsze kilka dni dostali całą jedną odpowiedź od jakiejś starej babci. Na ofertę poprawioną całe trzy, z czego jedna z osób powiedziała, że chce zdecydowanie więcej na godzinę, niż było w ogłoszeniu. Stwórcy byli załamani i szczerze mówiąc, nie bardzo wiedzieli jak do sprawy podejść. Odłożyli więc problem na jeszcze później z nadzieją, że sam się rozwiąże. Któregoś dnia Ojciec w drodze do domu musiał zrobić zakupy, zajechał więc, nie wiedzieć czemu (bo w zasadzie nigdy praktycznie tam nie jeździ) do Reduty. Po drodze z kerfura zobaczył cukiernię Sowa i pomyślał, że kupi domownikom coś pysznego. Obsługiwała miła, komunikatywna dziewczyna i od słowa do słowa wyszło, że pracowała i pracuje po godzinach jako opiekunka do dzieci. Sprawiła na nim dobre wrażenie, więc wziął numer telefonu i nazajutrz Matka zadzwoniła, żeby umówić spotkanie. Gdyby były jakieś inne kandydatki, to do spotkania zapewne by nie doszło, ponieważ przez tydzień nie mogli się umówić. Innych kandydatek było jak na lekarstwo, więc nie mieli za bardzo wyjścia. Kiedy jednak Paulina w końcu przyszła na rozmowę, zrobiła na wszystkich bardzo dobre wrażenie. Okazało się również, że jest zainteresowana pracą na ¾ etatu, więc Ojciec od razu stwierdził, żeby ją zatrudnić, Matka była w miarę przekonana, a Babci, która akurat u nas była, również się spodobała. Długo więc nie czekając, Matka potwierdziła chęć współpracy, Paulina również i w ten oto sposób Bruno dorobił się niani. Nie wiem co o niej sądzi, ale z mojej strony mogę powiedzieć, że to zdecydowanie moja ulubiona niania, szczególnie po jednym z tygodni, kiedy Babcia zajmowała się Brunem, a ja codziennie jeździłem z nią na wycieczki.

Przez jakiś czas wszystko szło dobrze, ale niestety okazało się, że najwyraźniej jednak coś nie działało. Któregoś dnia zaczęła opowiadać różne historie i stwierdziła, że prawdopodobnie będzie musiała wrócić do domu, aby zająć się rodzicami. Stwórcy od razu byli jednak przekonani, że najwyraźniej znalazła jakąś inną pracę. Ściemniała cały czas, że musi wracać pomóc rodzinie, itp., więc Ojciec po prostu stwierdził, że okazała się typową wiejską cwaniarą, kłamała w żywe oczy, brewka jej nawet nie pykła. A w dniu pożegnania wszystko się tylko potwierdziło, bo ani razu nie powiedziała, że nas polubiła, że szkoda jej, że to już koniec, czy że będzie tęsknić za nami. Słoma wyszła z butów, niestety, ale widocznie tak miało być. Szkoda, bo przyzwyczaiłem już się do niej, Bruno nawet też. Stwórcy za to mają teraz orzech do zgryzienia co robić dalej.

Visited 1 times, 1 visit(s) today