9 views 3 mins 0 comments

MUZEUM EWOLUCJI.

In 2018
01 września, 2018

Na otwarcie roku szkolnego, który akurat wypadał w sobotę, zrobiliśmy sobie lokalną wycieczkę. Od dobrych kilku dni chodził za mną wyjazd do centrum. Najprawdopodobniej spowodowane to było tęsknotą za obiecaną przez Ojca wycieczką i zwiedzaniem Warszawy, która nie odbyła się z powodu mojego pobytu w szpitalu. Lub też jakimiś zajęciami w przedszkolu, o których Stwórcy nie mają pojęcia, a które zapadły mi w pamięci.

W związku z tym przez ostatnie dni ciągle dopytywałem, kiedy pojedziemy do centrum, kiedy pojedziemy do Warszawy, kiedy pojedziemy na wycieczkę… Stwórcom zaczęły uszy więdnąć na samo słowo „wycieczka”, ale w piątek wieczorem usiedli do komputera i zaczęli guglować jakieś atrakcje w centrum naszego miasta. Rankiem zostałem poinformowany, że jedziemy na wycieczkę do centrum (a jakże!) i że będzie niespodzianka. Oczywiście nie powiedziano mi jaka, choć koniecznie chciałem wiedzieć. Brunowi na tej wiedzy zbytnio nie zależało, ponieważ dla niego największą atrakcją i tak była podróż pociągiem. Kiedy dotarliśmy do centrum od razu spodobał mi się dach Złotych Tarasów, więc zarządziłem pójście w tamtym kierunku. Pokrążyliśmy trochę wewnątrz, ale Ojciec przekonał mnie, że nie warto spędzać czasu w galerii, jeśli na zewnątrz jest taka piękna pogoda. Ciężko było się nie zgodzić, więc udaliśmy się dalej Emilii Plater w kierunku Cosmopolitana. Za Pałacem Kultury skręciliśmy w prawo i moim oczom ukazało się wejście do muzeum. Ku mojej uciesze na fladze namalowany był dinozaur, pognałem więc do przodu, niczym Zygzak w szczycie formy, żeby go w końcu zobaczyć. No i był! Nie jeden, ale trzy zrekonstruowane szkielety dinozaurów. Biegałem jak szalony od jednego do drugiego, od drugiego do trzeciego i znów do pierwszego. Nie muszę chyba dodawać, że wydawałem przy tym dziwne i głośne dźwięki zachwytu, a Stwórcy ciągle mnie upominali, żebym po pierwsze: nie biegał i po drugie: nie krzyczał. Oczywiście nic do mnie nie docierało i nic nie było w stanie mnie zatrzymać, czego najlepszym dowodem jest brak jakiegokolwiek ostrego i w miarę dobrze skomponowanego zdjęcia.

Po muzealnym szaleństwie przyszedł czas na drugie śniadanie przy fontannach w Parku Świętokrzyskim i powrót do domu na drzemkę Bruna. Po krótkim spacerku na dworzec i ku wielkiej uciesze Brata wsiedliśmy do pociągu i pomknęliśmy z umiarkowaną prędkością na naszą stację.

Visited 1 times, 1 visit(s) today