
Wakacje na Mazurach w tym roku są odrobinę inne niż zwykle. Pogoda jest średnia. Nie jest zimno, ale upałów brak. Słońce świeci, ale często jest zachmurzenie i popada przelotny deszcz. Na dodatek Bruno miał jednego dnia lekką gorączkę i ciągle ma katar. Ja z kolei któregoś dnia gorączkowałem do 40 stopni, nie wiedzieć czemu. W związku z tym nie jeździmy nad jezioro z obawy, że się obaj pochorujemy i z pięknych wakacji będą nici.
Żeby nie było nudno, Stwórcy wymyślili więc wycieczkę. Jakieś pół godziny drogi od nas, w miejscowości Kadzidłowo, jest Park Dzikich Zwierząt. Wyjechaliśmy jak zwykle za późno, ale mieliśmy nadzieję, że zdążymy szybko przejść całą atrakcję, by zdążyć wrócić na drzemkę Bruna. Na miejscu okazało się jednak, że trzeba przejść cały park, w grupie, z przewodnikiem, co trwa około półtorej godziny. No więc z drzemki nici. Na szczęście atrakcji było dużo, więc nie był to wielki problem, choć początki nie były wcale takie zachęcające. Najwięcej marudziłem oczywiście ja, choć i Bruno nie pozostawał daleko w tyle. Palące słońce, wysoka temperatura i niezbyt ciekawe zwierzątka stanowiły nienajlepsze połączenie. Na szczęście słońce niedługo zostało przykryte warstwą chmur, temperatura spadła, wypiliśmy po soczku i nastroje od razu się poprawiły. Jeśli dołożymy do tego coraz ciekawsze zwierzątka, które można było dotknąć i pogłaskać, to możemy mówić o fajnej wycieczce. Szczyt szczytów, przynajmniej dla mnie, został osiągnięty po wejściu na przepastną łąkę, zamieszkałą przez osiołki, które same szturchały ludzi, żeby dali coś jeść i stadko danieli, które z wielką przyjemnością dawały się głaskać. Najlepsze było to, że jeden z osiołków odprowadził mnie na sam koniec polany, idąc tuż obok mnie, z moją ręką na jego grzbiecie. Bruno natomiast najbardziej ucieszył się już po zejściu z polany, po tym, jak zobaczył swoje ulubione, ukochane, najlepsze i jedyne zwierzątko – sówkę. Mimo że spała, była genialna, niczym Einstein opisujący teorię względności. Chwilę później zobaczył jeszcze dwie kolejne, więc stwierdzenie, że był wniebowzięty, wcale nie będzie tutaj wielką przesadą.
Na koniec zobaczyliśmy jeszcze wilki i łosie, ale po wcześniejszych atrakcjach, nie zrobiły na nas aż takiego wrażenia. Cała wycieczka natomiast była całkiem niczego sobie i myślę, że kiedyś znowu ją powtórzymy.