
Tegoroczne Święta Bożego Narodzenia były krótkie. Były też klasyczne, niestety w negatywnym sensie. Pojechaliśmy oczywiście na Mazury i przez kolejne kilka dni miałem deja vu, ponieważ identycznie, jak rok wcześniej, znowu dopadły nas choroby. Ja chory, Bruno chory, Stwórcy też nie najlepiej… Klasyka gatunku, jak już wcześniej wspomniałem.
Dopisała za to pogoda i Mikołaj. Śniegu było dużo, ale ze względu na niezbyt dobry stan zdrowia nie dane nam było się nim nacieszyć tyle, ile byśmy chcieli. Mnie udało się chociaż zbudować z Ojcem bałwana i trochę pojeździć na szufli… I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o zimowe szaleństwa. Mikołaj natomiast przywiózł nam mnóstwo fajnych prezentów! Bruno dostał pociąg Duplo i dużą śmieciarkę, a ja wymarzone od dłuższego czasu Lego Spiderman i Batman. Oprócz tego było oczywiście jeszcze wiele innych, mniejszych lub większych prezentów, więc kolejne dwa dni spędziliśmy na szaleństwach zabawkowo-słodyczowych.
Czas do Sylwestra spędziliśmy już w Warszawie, głównie na dalszych zabawach, ale również zrobiliśmy kilka pozytywnych rzeczy, jak na przykład urządziliśmy Ojcu nowe biuro. Zaplanowaliśmy też imprezę sylwestrową z Lenką, ale oczywiście zdrowie znowu nie dopisało, więc poszliśmy spać jak w każdy inny dzień. Stwórcy co prawda obudzili mnie na fajerwerki, ale byłem mocno zaspany, fajerwerki były głośnie, więc nie do końca mi się podobały. I w ten banalny i spokojny sposób weszliśmy w nowy rok.