5 views 5 mins 0 comments

LOKALNE WYCIECZKI JESIENNE.

In 2018
16 września, 2018

Ten weekend był bardzo udany. Stwórcy się postarali i zorganizowali warszawskie wycieczki dla całej rodziny. Tak naprawdę, to nic tego nie zapowiadało, a już tym bardziej pogoda, która może nie była najgorsza, ale słoneczna i ciepła Italia to zdecydowanie nie była.

Najpierw wybraliśmy się… No właśnie! Plan był taki, że nie było żadnego planu. Mieliśmy po prostu pojechać gdzieś razem, spędzić miło popołudnie, a później odebrać dla mnie puzzle. Po drodze mijaliśmy Stadion Narodowy i po chwili namysłu zaparkowaliśmy auto nieopodal. Mnie się od razu spodobało – duże płaskie przestrzenie to wręcz idealne miejsce na brawurową jazdę na rowerze oraz kraksy, które niestety ciągle mnie spotykają. Bruno również wyglądał na zadowolonego, szczególnie kiedy zobaczył długie schody prowadzące pod wejścia na trybuny. Jak można się domyślić, trochę wody upłynęło w pobliskiej Wiśle, nim udało się go od nich odciągnąć, a jeszcze więcej, aby po nich wejść. Ruszyliśmy więc dalej, po najmniejszym okręgu, w poszukiwaniu wejścia głównego. Po krótkiej chwili przerywanej okrzykami Bruna, że jedzie tramwaj lub też, że jedzie autobus, lub też, że leci samolot, lub też inne pojazdy, dotarliśmy do wejścia głównego. Jak się okazało, można było wejść na trybuny, co też natychmiast uczyniliśmy. Było całkiem fajnie z jednym małym wyjątkiem – ktoś ukradł murawę! W ramach rekompensaty poskakaliśmy po krzesełkach, weszliśmy na prawie samą górę i udało nam się znaleźć miłych ludzi, którzy nie tylko zrobili nam zdjęcia, ale nawet przesłali je nam na maila!

W niedzielę pogoda dopisała (nadal niezbyt słoneczna Italia!), więc już od samego rana planowany był kolejny wyjazd do miasta. Ze standardowym, tym razem godzinnym opóźnieniem, ruszyliśmy do centrum. Na początek zafundowano nam przejażdżkę metrem, cały jeden przystanek, z Centrum na Świętokrzyską. To się najechaliśmy, pomyślałem, ale Bruno miał straszną radochę i ani myślał wysiąść, o pójściu w stronę wyjścia nie wspominając. W zasadzie to szedł wszędzie tylko nie tam, gdzie trzeba, więc w końcu, po długich namowach i braku efektu, Matka wzięła go na ręce i wyniosła na powierzchnię. Oczywiście nie obyło się bez konsekwencji, bo poziom jego krzyku osiągnął poziom decybeli startującego samolotu. Na szczęście szybko się rozpogodził, gdy już wynurzyliśmy się na górze i zgodnie z planem ruszyliśmy do Costy wykorzystać kupony na darmową kawę oraz zjeść drugie śniadanie. Plan prawie wypalił, jedynym zgrzytem, podobnie jak dzień wcześniej przed stadionem, były schody, tym razem na pierwsze piętro, z których Bruno nie chciał opuścić za żadne. Dopiero szantaż ciasteczkami przyniósł oczekiwany efekt i po chwili ruszyliśmy Świętokrzyską w kierunku Wisły. Po minięciu budynku NBP skręciliśmy w bramę i naszym czterem parom oczu ukazało się Centrum Pieniądza NBP. Matka dość sceptycznie podchodziła do tematu wizyty w tym przybytku, ale jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo już po pierwszych kilku minutach stwierdziła zgodnie z Ojcem, że chyba nie byli jeszcze w lepszym muzeum. Nam, dzieciom, również się podobało, a z każdym kolejnym odwiedzanym pomieszczeniem, poziom entuzjazmu rósł niczym magiczna fasola z bajki. Kiedy nadeszła pora wyjścia za względu na pilną potrzebę drzemki Bruna, wszyscy byliśmy smutni i nienasyceni wizytą, co chyba dobrze o muzeum świadczy. Na pocieszenie zostały nam certyfikaty ukończenia kursu obsługi bankomatu i wydrukowane potwierdzenie odwiedzin muzeum. Jedyne czego nam brakuje to wydrukowanych banknotów z naszą podobizną, ale niestety takiej opcji jeszcze nie wprowadzono.

Visited 1 times, 1 visit(s) today