
Ojciec zdecydował. Po piętnastu miesiącach nieprzespanych nocy miarka się przebrała. Zaplanował więc męski wyjazd z dziećmi na Mazury w celu odstawienia Bruna od piersi. Plany oczywiście uległy tradycyjnemu opóźnieniu, niczym budowa autostrad, ale w końcu doszły do skutku. Akurat była u nas Babcia, więc w czwartek wieczorem zapakowaliśmy manatki, pożegnaliśmy Matkę i zostawiliśmy ją w domu, a sami ruszyliśmy na Mazury.
Droga szybko minęła, oczywiście po drodze przespaliśmy się trochę, więc później śmigaliśmy prawie do północy. Jak się okazało, oczywiście przez przypadek, na dobre to wyszło. Bruno zasnął w sekundę i spał praktycznie cały czas do około 5.30 rano. Teoretycznie najgorsza, pierwsza noc, okazała się w zasadzie bezproblemowa. Noc była krótka, więc w okolicach dziesiątej Bruno udał się na swoją tradycyjną krótką drzemkę, która trwała cztery godziny. Plan na wieczór był identyczny jak dzień wcześniej. Jak najdłużej dzieciaka przetrzymać, nafutrować jak kurczaka w przemysłowym kurniku, a spać położyć jak najpóźniej. Z planami bywa jednak tak, że się zmieniają. U nas najczęściej o sto osiemdziesiąt stopni i tak też było tym razem. Zamiast szaleć do północy, dzieciak poszedł spać przed ósmą. Odrobinę zestresowany Ojciec również szybko się położył i w okolicach trzeciej nad ranem Bruno się obudził. Dramatu na szczęście nie było, kimał po kilka minut, znowu się budził, trochę popłakał i znowu na chwilę zasypiał. Po jakiejś godzinie zasnął na dobre i obudził się dopiero przed siódmą. Trzecia i czwarta noc wyglądały jeszcze lepiej. Zasnął po dziewiątej, a obudził się około drugiej. Ojciec wziął go do siebie i… zasnął! Bez krzyku, bez płaczu, bez awantur.
W poniedziałek wróciliśmy do Warszawy i jak tylko zobaczył Matkę, zapaliła mu się żaróweczka i od razu zaczął szarpać jej bluzkę. Stwórcy szybko odciągnęli jego uwagę i jakoś rozeszło się po kościach. W mieszkaniu czekała na nas niespodzianka. Łóżeczko Bruna wylądowało w moim pokoju i na początku nawet mi się spodobało nowe umeblowanie, jednak po chwili zacząłem mieć wątpliwości. Na szczęście dla Stwórców, szybko zostały rozwiane i pogodziłem się z tym, że teraz będę mieszkał razem z Bratem. Usypianie na wszelki wypadek zostało przypisane Ojcu, który zdecydował się na zastosowanie techniki superniani. Gdy Bruno wstawał, to go całował i kładł z powrotem. Oczywiście po chwili znowu wstawał, więc Ojciec powtarzał procedurę i bez słowa kładł go w łóżeczku. No i po dwudziestym ósmym razie odpadł, więc i ja powoli szykowałem się do spania.
Od tego czasu minął już tydzień i jest coraz lepiej. Metoda superniani nadal jest grana co wieczór, ale z każdym dniem trwa coraz krócej. Stwórcy już nie mogą się doczekać, kiedy będzie można nam poczytać, pocałować i zostawić samych do zaśnięcia, ale jak znam życie, Brata i przede wszystkim siebie, to zbyt szybko to nie nastąpi!