9 views 5 mins 0 comments

BOSTONKA.

In 2019
27 listopada, 2019

Ten tydzień miał być wakacyjny, a wyszło jak zawsze. Plan był zacny. Tydzień na Mazurach, pogoda teoretycznie miała dopisywać, więc założenia były znakomite. Wszystko szło zgodnie z planem aż do soboty, później stanęło na głowie.

Ojciec miał wyjechać na targi, Matka ma pracy co niemiara, więc zapadła decyzja o tygodniu na Mazurach. W piątek wieczorem ruszyliśmy w trasę i mimo lekkiego kataru, nic nie zapowiadało kataklizmu. W nocy trochę swędziały mnie stopy i dłonie, ale pozostało to jakoś nieodnotowane. Do czasu. W sobotę wieczorem zacząłem mocno narzekać, że bolą mnie dłonie, nogi, swędzą i w ogóle. Noc nieprzespana, ciągle się budziłem i żaliłem. Matka spała na podłodze obok mojego łóżka, dmuchając i chuchając na moje rozpalone i swędzące kończyny. Dopiero nad ranem poczułem się trochę lepiej, więc poprosiłem ją grzecznie, żeby już sobie poszła, a ja szybko zająłem jej miejsce na podłodze. Na połowie kołdry się położyłem, drugą połową przykryłem i w końcu zasnąłem.

Rano obudził nas widok bąbli na dłoniach, stopach i przy pupie. Bostonka jak nic stwierdzili Stwórcy. Szybko zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do szpitala do Szczytna na oględziny. Pan doktor był „znakomity”. Zobaczył dłonie, zobaczył usta, osłuchał z przodu przez dwie sekundy, a z tyłu przez trzy, zapisał heviran i pożegnał. Do tyłka nawet nie zajrzał, pomimo tego, że Stwórcy kilka razy powtarzali, że tyłek wygląda najgorzej. Taki super doktor. W każdym razie, wróciliśmy do domu i zaczęliśmy planować wspólny powrót to Warszawy. Razem z babcią ma się rozumieć. Także z tygodnia z dziadkami na Mazurach, zrobił się tydzień w Warszawie z babcią. W drodze powrotnej po raz kolejny błysnąłem nieprzeciętną inteligencją, tym razem podczas negocjacji o tablet. Zaproponowałem, że włączymy bajkę w Ostrołęce, co Stwórcy ni to zbyli, ni to przytaknęli. Ja natomiast temat ciągnąłem dalej i w kolejnej mijanej miejscowości zagadałem, czy to już Ostrołęka, no i wywiązała się konwersacja wyglądająca mniej więcej tak:

JA: czy to już Ostrołęka?

ONI: Nie synku, jeszcze nie. Po czym poznamy, że to już Ostrołęka?

JA: Że będzie taki budynek….

ONI: Tak. A co to za budynek?

JA: No taki mały….Yyyy….

ONI: No i tam jest taki duży znak…. I zaczyna się na literę M….

ONI: Em…

JA: em.

I tak dalej: … aa… aaa..  ce… ce.. dy…ooo…nyy..aaa…ly..dy..sy….

ONI: no i co to za wyraz przeliterowaliśmy?

JA: Ostrołęka….

Po wielkiej salwie śmiechu, stwierdziłem, że nie ma co na razie gadać i poszedłem w ślady Bruna, który już od dłuższego czasu delikatnie sobie pochrapywał w fotelu obok.

Kolejna noc wcale nie była dużo lepsza, pomimo heviranu, fenistilu i innych wynalazków, które teoretycznie miały polepszyć moje samopoczucie. Po godzinie marudzenia i stękania, w końcu usnąłem i spałem praktycznie do rana. Później było już trochę lepiej, chociaż ciągle musiałem być smarowany na wypryskach, natomiast nie myślcie sobie, że lepiej też mieli Stwórcy. O nie, co to, to nie. Brat przejął pałeczkę ode mnie i również zaczął wykazywać objawy bostonki tu i ówdzie. Także zamiast spokojnego tygodnia na Mazurach, wyszły dwa niespokojne z babcią w Warszawie. Ale wcale nie gorsze!

Visited 1 times, 1 visit(s) today