
Intensywna. To chyba najbardziej odpowiedni przymiotnik opisujący tegoroczną majówkę. Weekend był dłuuuugi – trwał dziesięć dni, od piątku do kolejnej niedzieli. Plany były robione już dużo wcześniej, ale jak to zawsze z planami bywa, trzeba było je trochę zmodyfikować.
Zaczęliśmy od wyjazdu do Świniar. Nie wypadało już dłużej zwlekać z odwiedzinami, ponieważ od 13 miesięcy Dziadkowie nie widzieli jeszcze mojego Brata. Dlatego też w sobotę rano, z klasycznym godzinnym poślizgiem, ruszyliśmy w drogę. Dotarliśmy szybko, ponieważ od niedawna mamy drogę szybkiego ruchu od domu aż do Rawicza. Na początku niezbyt mi się podobało. Bruno natomiast odnalazł się znakomicie, szczególnie jak zobaczył Kibica. Od tego czasu nie robił nic innego tylko biegał za nim i szczekał. Momentami trudno było odróżnić który jest który (dla tych co się nie orientują, mój Brat jeszcze nie chodzi, tylko człapie na czworaka). Ja rozluźniłem się, gdy zobaczyłem działającą fontannę i od tej pory zajmowałem się głównie kąpaniem w niej wszystkich zabawek i próbach wpadnięcia do niej. Niedługo potem mieliśmy kolejnych gości – odwiedzili nas Ola i Dominika oraz rodzina Doktorów, więc można powiedzieć, że Bracia Cz. byli w siódmym niebie. Kolejnego dnia Bruno kontynuował ganianie kota i psa, a ja kąpanie zabawek oraz wycieczki nad jezioro i do lasu. Tak mi się w Świniarach spodobało, że nie chciałem wyjeżdżać, czym wzruszyłem trochę zarówno Dziadków, jak i Stwórców. Jednak czas naglił i musieliśmy wracać do Warszawy.
Na drugą część weekendu pojechaliśmy na Mazury. Ojciec musiał zostać w domu i zacząć remont nowo nabytego mieszkania, a reszta naszej ekipy dała klasyczną nóżkę. Spędziliśmy kilka miłych dni, praktycznie cały czas szalejąc na dworze. Jeździliśmy z Brunem na zebrze i motorze, bawiliśmy się w piaskownicy, a nawet kosiłem z Dziadkiem trawę! Oczywiście nie obyło się bez tekstów-klasyków. Po wejściu w morze pięknych, kwitnących kwiatów, rzuciłem od niechcenia: “Ładne mam oczy, co?”, przez co Babcia prawie dostała zawału ze śmiechu, a Matka próbowała powstrzymać łzy.
Szkoda tylko, że wszystko tak szybko się skończyło i trzeba było wracać do domu.