13 views 3 mins 0 comments

PIERWSZE KROKI.

In 2015
06 września, 2015

Nie minął nawet rok, a ja już śmigam jak normalny człowiek, na dwóch nogach, a nie jakaś istota małpo- lub też rako-podobna. Ostatnie tygodnie były pełne ćwiczeń w tym zakresie i jak widać ciężka praca przyniosła pożądane efekty. Chodzenie na czworaka opanowałem tak dobrze, że w zasadzie mógłbym bez problemu wystartować na olimpiadzie w Rio i na pewno nie było by wstydu. Oczywiście jeśli tylko istniała by taka dyscyplina. Jednak każda rzecz, choćby nie wiadomo jak fajna i dobrze wykonywana, po pewnym czasie może się znudzić i tak też było w tym przypadku. Postanowiłem więc spróbować innych sposobów poruszania się i zacząłem stawać na nogach. Na początku ciężko było złapać równowagę. Grawitacja bardzo mi przeszkadzała i byłem już zdecydowany dzwonić do Newtona z reklamacją, ale okazało się, że nie żyje i to już prawie od trzech wieków. Zacisnąłem więc zęby i nie zważając na te drobne niedogodności ćwiczyłem dalej.

Po opanowaniu stania, co zajęło mi raptem kilka dni, nadszedł czas na stawianie pierwszych kroków. Był to dość trudny, żmudny i bolesny proces. Na szczęście pieluszka amortyzowała moje cztery litery, a im więcej było w niej płynów tym ta amortyzacja była lepsza, niczym pneumatyczne zawieszenie starych Citroenów. Dlatego też nie zrażałem się potknięciami czy twardymi lądowaniami i jak przecinak szedłem dalej. Od jednego kroczka do dwóch, trzech, czterech. I tak to wyglądało przez kilkanaście następnych dni. Dwa kroki w przód, jeden w tył, dwa w prawo, trzy w lewo. Przełom nastąpił po powrocie do Warszawy i wizycie na placu zabaw z miękkim, a zarazem szorstkim podłożem. Stopy były przyklejone do podłoża niczym opony Pirelli. Już pierwszego dnia liczba stawianych kroków wzrosła co najmniej dwukrotnie, a jak porwałem czyjąś zabawkę, która robiła za chodzik, to pewnie i trzykrotnie. Po dwóch, trzech dniach takiego treningu grawitacja w końcu przestawała być taką uciążliwością i mogłem z dumą wszystkim oznajmić, że “się chodzi się”.

Doszło już do tego, że teraz nawet w domu śmigam częściej na nogach niż raczkuję. Co prawda zdarzają się jeszcze upadki, poplątania nóg i zachwiania równowagi, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Większość czasu poruszam się na nogach i powoli raczkowanie odchodzi do lamusa. Co prawda, gdy muszę szybko się przemieścić to przeważnie wybieram tą formę poruszania, ale tylko patrzcie, gdy zacznę normalnie biegać. Usain Bolt niech lepiej uważa!

Visited 1 times, 1 visit(s) today