
Tym razem to nie ja! Tym razem przyszła kolej na Brata. Ja sobie grzecznie spałem! Zaczęło się od przeziębienia, które zresztą mam ja, ma Brat i ma Ojciec. Przeziębienie jak to przeziębienie. Raz lepiej, raz gorzej, ciągle jest i skończyć się nie chce. Ale zacznijmy od początku.
W czwartek rano Ojciec wyjechał do Poznania na targi, więc zostaliśmy we trójkę. Dwa małe zakatarzone nosy i Matka. Katar dokuczał nam od tygodnia, a stan zakatarzenia utrzymywał się na wysokim, ale jednak stabilnym poziomie. Oczywiście do czasu, kiedy do akcji wkroczyła gorączka u Brata. Matka zaatakowała ją z furią pięciu mililitrów nurofenu trzy razy dziennie i chwilowo wszystko się uspokoiło. Znowu do czasu. Ten czas to okolice 3 nad ranem. Brat obudził się do karmienia, a ponieważ był mocno rozgrzany, Matka natychmiast sprawdziła temperaturę. Licznik wskazywał ponad 38. Chwilę później było już ponad 39 i do tego doszły dreszcze niczym drgawki, więc po chwili zastanowienia zadzwoniła na pogotowie po poradę i zaproponowano jej podwózkę do szpitala. Naturalnie tylko z chorym dzieckiem, za 10 minut. To większe, mniej chore, miało zostać w domu. W związku z tym, że nie wypadało zostawić trzylatka samego w domu, w środku nocy, Matka obudziła ciocię Kasię (mamę mojego kolegi Maćka) i poprosiła, aby ze mną została. Na szczęście miała włączony telefon i po kilku minutach była już u nas. Oczywiście jak tylko Matka pojechała, to się obudziłem. Zobaczyłem, że nie ma rodziców i spanikowałem. Ciocia spokojnie mi wytłumaczyła kim jest i co tu robi, zrobiłem więc rundkę po mieszkaniu stwierdzając, że faktycznie nikogo nie ma, i jak gdyby nigdy nic, poszedłem z powrotem spać. W międzyczasie Matka obudziła jeszcze Ojca i poinformowała, że chyba będzie musiał wrócić, bo jak zostanie w szpitalu to ja zostanę jak Kevin, sam w domu. Ojciec sprawę przemyślał, wezwał do zaprzestania paniki i poczekania na decyzję lekarzy. Jak trzeba będzie to przyjedzie, oby nie – taka była jego konkluzja.
Na szczęście nie musiał. Matkę z Bratem po badaniach odesłali do domu, Ojciec przez przerwę we śnie zaspał na śniadanie, a ja obudziłem się jak nigdy nic, praktycznie nieświadomy, że cokolwiek się wydarzyło. I tak sobie chorujemy dalej, raz bardziej, raz mniej.