5 views 4 mins 0 comments

WIELKANOC 2016.

In 2016
30 marca, 2016

Kolejne święta. Tym razem Wielkanocne. Trochę gorsze niż Bożego Narodzenia, bo bez prezentów, ale za to pogoda teoretycznie lepsza. Matka wpadła na genialny pomysł by zaprosić moje kuzynki i wujostwo w ramach rewanżu za święta trzy lata temu, które notabene ja osobiście spędziłem w brzuchu. Oczywiście ja bardzo się ucieszyłem, Stwórcy natomiast po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw doszli do wniosku, że “genialny” pomysł wcale nie był tak dobry jak na początku się wydawało. Wymagał bowiem dużej dozy ogarniania i przede wszystkim odpowiedzi na odwieczne pytanie Matki “co my im damy jeść?”.

Przygotowania szły więc pełną parą i jak zwykle wszystko było na styk, i jak zwykle wszystko w miarę dobrze wyszło. Matka zorganizowała dla nich darmowy nocleg na Chodkiewicza, do którego nowy najemca wprowadzał się dopiero od kwietnia. I właśnie dzięki nowemu najemcy wjechały tam meble, wyposażenie kuchni, które przewieźliśmy z Grójeckiej, no i sprzątaczka w międzyczasie trochę tam ogarnęła po malowaniu, które zresztą zrobił Ojciec. A do tego, z samego rana po przyjeździe, Ojciec podjechał ze świeżą bagietką i croissantami więc powitanie, można rzec, było wręcz królewskie! Późnym popołudniem przyjechali do nas w odwiedziny i na początku podszedłem do gości z pewną dozą nieśmiałości. Niemniej, po krótkiej chwili, dziewczyny zaczęły się ze mną bawić i wtedy wybuchła wielka miłość, która trwała przez kolejne kilka dni. Latałem za nimi jak nawiedzony, krzyczałem, piszczałem i się śmiałem. Moja wielka radość nie miała końca. Spróbowałem nawet winogron, które one zajadały. No i naoglądałem się dużo nudnych bajek o księżniczkach. Czas płynął szybko i bardzo przyjemnie. Każdego dnia moja miłość rosła i rosła, szczególnie do Oli, która poświęcała mi trochę więcej czasu niż Dominika.

“Najważniejsza” rzecz, czyli jedzenie – tutaj również wstydu nie było. Stwórcy opracowali menu na każdy dzień i dość ściśle się tego schematu trzymali. Matka twierdzi, że największym niewypałem okazał się sobotni obiad (penne z fetą, szpinakiem i suszonymi pomidorami), natomiast największą karierę zrobiły naleśniki z syropem klonowym. Wszystkie dzieciaki wcinały aż im się uszy trzęsły więc rodzice byli bardzo zadowoleni. Do tego standardowe skubańce wszelkiej maści, do wyboru, do koloru, toteż głodny nikt nie chodził, a i wina było więcej niż dali radę wypić. Ciotka tylko niezbyt się integrowała i w okolicach dwudziestej zabierała kuzynki i uciekała na Chodkiewicza. Wujek natomiast trzymał fason i dotrzymywał towarzystwa Stwórcom do późnych godzin nocnych.

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i tak też było tym razem. W niedzielę po świątecznym śniadaniu i pysznym deserze z lodami, słodyczami i kawą, wujostwo zebrało graty i pojechało odwiedzić babcie. My natomiast, korzystając ze słonecznej pogody, udaliśmy się całą rodziną na mój ulubiony plac zabaw w parku Szymańskiego.

Visited 1 times, 1 visit(s) today