
Tegoroczne wakacje zaczęły się w sobotę po południu, choć jeszcze w piątek nie wiedzieliśmy, gdzie i jak pojedziemy. Stwórcy cały czas wahali się pomiędzy all-inclusive, a wyjazdem samodzielnym i dopiero w piątek późnym wieczorem zapadła decyzja – jedziemy do Chorwacji, samochodem, z rowerami. No i pojechaliśmy!
Pierwszy tydzień spędziliśmy w miejscowości Pješčana Uvala, niedaleko Puli. Mieliśmy super mieszkanie, z balkonem i widokiem na morze, pięć minut piechotą od plaży i dwie minuty od piekarni. Oczywiście, jak tylko się zameldowaliśmy, wzięliśmy stroje kąpielowe i poszliśmy sprawdzić, czy woda jest mokra i słona. Była! W kolejnych dniach odwiedzaliśmy różne plaże i kempingi, zwiedzając przy okazji różne miasta i miasteczka. Najbardziej malownicze było Rovinij, w którym można się naprawdę zakochać oraz Pula z przepięknym starożytnym amfiteatrem, gdzie nabyliśmy pamiątkowe miecze. Największe wrażenie w tym rejonie zrobiły na nas Hawaii Beach w Puli, gdzie skakałem z Ojcem z klifów. Dodatkowo, zaraz przy plaży, dosłownie rzut kamieniem, znajduje się Kanion Pula Verudela. To niesamowite, jak mało ludzi tam przychodzi, bo miejsce jest przepiękne. Poszliśmy tam się wykąpać i szczególnie dla Stwórców było to niesamowite przeżycie, popływać w tak pięknych okolicznościach przyrody. Kolejnym genialnym miejscem okazała się Ciklonska plaža w Puli. Dotarliśmy do niej po wcześniejszych trzech nieudanych wizytach na innych plażach w Puli. Na ostatniej z nich Ojciec wziął rower na przejażdżkę i jak tylko wrócił, kazał nam się pakować! Nie za bardzo rozumieliśmy, dlaczego, ale powiedział nam, że zrozumiemy, jak zobaczymy. No i zobaczyliśmy i zrozumieliśmy! Widok na krystalicznie czystą wodę wśród lasu i skał był przepiękny. Do tego można było powspinać się po skałkach, z czego skrzętnie skorzystałem! Podziwialiśmy również odważnych skoczków, którzy za nic mieli strach i rzucali się do wody z wysokich klifów! Na koniec pierwszego tygodnia pojechaliśmy jeszcze na półwysep Premantura. Przepiękne, dzikie miejsce, na końcu którego znajdują się wysokie klify dla naprawdę odważnych. My zaliczyliśmy Beach Pinižule z krystalicznie czystą wodą do snorkelingu, a Ojciec zwiedził rowerem pozostałą część wybrzeża, łącznie z klifami na południu i całkiem poważną kraksą sto metrów przed końcem wycieczki.
Drugi tydzień mieszkaliśmy w północnej części półwyspu, w Kosinožići, niedaleko Poreč. Sama wieś nie była zbyt ciekawa. Jedyne fajne rzeczy w okolicy to oświetlone boisko, na którym graliśmy w piłkę i aktywny Netflix po poprzednich gościach, z którego namiętnie korzystaliśmy. Po zwiedzeniu lokalnych plaż typu Bijela Uvala, gdzie większość wybrzeża zabudowana jest kempingami wszelkiej maści, zaczęliśmy jeździć do Rovinij, do parku šuma Zlatni Rt. Było tam zdecydowanie bardziej kameralnie, z widokiem na miasto z jednej strony i skalistymi plażami z drugiej. Bardzo podobało nam się również w Rabac, gdzie udało nam się znaleźć piękną i ukrytą Plaža Prižinja. Wokół niej chodziliśmy po skałkach, a Ojciec zaliczył wycieczkę rowerową po lokalnych single trackach. Na koniec dnia, wszyscy pojechaliśmy rowerami na wycieczkę promenadą wzdłuż wybrzeża, kończąc ją pysznymi i wielkimi lodami. Z innych atrakcji nie mogę nie wspomnieć o wycieczce do jaskini Grotta Baredine oraz muzeum traktorów znajdującego się tuż obok. Jak można się domyślić, Stwórcom bardziej podobało się w jaskini, a dzieciom w Traktor Story, gdzie mogliśmy dosiąść traktory z różnych epok, łącznie z Ferrari, Porsche i Lamborghini. Wisienką na torcie dla dzieci była wizyta w aquaparku Istralandia, gdzie były takie zjeżdżalnie, z których nawet Ojciec bał się zjechać! Tam koniecznie chcemy wrócić!
No i to chyba wszystko warte zameldowania. Chorwacja zrobiła na nas genialne wrażenie i Stwórcy już kombinują, jak by tu przyjechać jeszcze raz w przyszłym roku. Tym razem bardziej na południe w kierunku Splitu, Zadaru i Dubrovnika. Jeśli chodzi o dzieci, to zdecydowanie popieramy takie pomysły!