
To już jest chyba jakaś nowa tradycja, że urodziny dzieci obchodzimy dwa razy. W związku z pandemią i szalejącym wirusem, wszyscy starają się robić imprezy na świeżym powietrzu, w weekendy ma się rozumieć. Skoro jednak data urodzin wypada w tygodniu, to grzechem byłoby nie skorzystać i nie wyprawić małej uroczystości domowej.
Tak też było i tym razem. Stwórcy przynieśli serniczek z Grzybek, powiesili dekoracje i balony, no i nie mogło też zabraknąć świeczki czwórki. Odśpiewaliśmy sto lat, zjedliśmy serniczek i popiliśmy to wszystko pyszną oranżadą od dziadka. Później były nawet prezenty, także urodziny, że palce lizać! A w weekend kolejna porcja doznań, tym razem, dla odmiany, na Zimnych Dołach. Była cała ekipa z podwórka Maciek z Bartkiem, Witek z Jankiem i Stachem, Ignacy z Leo, a nawet dotarł Olek z Adą z przedszkola. Zabawa była przednia! Smażyliśmy kiełbaski na ognisku, jedliśmy pyszne przekąski, a na koniec tort i prezenty! Tym razem na główne danie był wielki samochód terenowy, zdalnie sterowany! Jubilat był wniebowzięty! Szkoda tylko, że dość szybko zrobiło się chłodno i późno i trzeba było wracać do domu.