
Czas płynie nieubłaganie. Ledwo co się pojawiłem, a już niedługo będę zamawiał bociana, żeby mnie podrzucił do domu. Rosnę jak na drożdżach, a Matce daję wycisk od samego rana. Czasami z buta, czasami z łokcia, raz częściej, innym razem rzadziej. Jako że trochę już urosłem to przychodzi mi to zdecydowanie łatwiej. Zasięg kończyn mam prawie jak Kliczko więc ostatnimi czasy upodobałem sobie żebra. Ale inne czułe punkty też już opanowałem. Mam tylko nadzieję, że jak już stąd wyjdę to nie będzie o tym dokuczaniu pamiętała!
Poza tym to życie płynie. Dosłownie i w przenośni. Aczkolwiek tych płynów było ostatnio trochę mniej, co spowodowało pewne zaniepokojenie i zmusiło Matkę do spożywania nadmiernych ilości Cisowianki. Całe szczęście, że Alma często dowozi zapasy. Niedługo idziemy sprawdzić poziom, więc mam nadzieję, że kuracja wodna przyniosła pożądane skutki. Bo w przeciwnym razie będę chyba musiał tego bociana wcześniej zamówić.
Matka zresztą zaczyna się tym bocianem stresować. Przez ostatnie miesiące siedział, sobie spokojnie gdzieś z tyłu głowy, ale teraz powoli już zaczyna składać się do przodu. Jeśli bociany w ogóle potrafią się skradać ma się rozumieć. Ale na ten temat to mogą co najwyżej żaby się wypowiadać, a nie przyszły obywatel państwa polskiego. Tak więc bocian rzuca już cień, ale z tego co wiem to Stwórcy są na jego przybycie całkiem nieźle przygotowani. Zorganizowani są lepiej niż rosyjska pomoc humanitarna dla Ukrainy. Uzbrojenia nie powstydziliby się ani Navy Seals, ani Mosad. Lista zakupów praktycznie cała odhaczona, fura kupiona, wypolerowana i w pełnej gotowości bojowej, nowa sofa wjeżdża na dniach, a moje królewskie łoże w przyszłym tygodniu. Dlatego też ja niżej podpisany obaw żadnych nie mam, a w zasadzie nie mogę się już doczekać aż w końcu wyląduję w moim przytulnym domu i będę mógł zacząć korzystać z tych wszystkich dobrodziejstw. Mam nadzieję, że już niedługo. See yaaa!