6 views 5 mins 0 comments

SZLACHETNE ZDROWIE.

In 2017
26 czerwca, 2017

Ten tydzień jest jakiś feralny. W zasadzie każdemu członkowi naszego kwartetu coś dolega. Matka narzeka cały czas na biodro oraz pojawiającą się notorycznie plamę na plecach. Biodro boli raz mniej, raz bardziej, raz jedno, a czasem oba. Plama wychodzi, Ojciec smaruje, plama znika, a tydzień czy dwa później znowu wychodzi. I tak w kółko. Ojciec permanentnie walczy z bólem dolnej części pleców od jakiegoś roku. Z walki tej niewiele jak na razie wynika, bo każdy kolejny lekarz zaleca co innego. Jeden każe biegać, drugi zabrania. Jeden poleca jeden lek, kolejny inny. I tak w kółko. Jakby tego było mało to doszedł jeszcze do tego wszystkiego nadwyrężony po squashu bark. Ordtopeda, USG, a teraz rehabilitacja. A bark – jak bolał tak boli.

Młodsze pokolenie też nie ma lekko. U Brata stwierdzono płaską potylicę, a Stwórcy dojrzeli niesymetryczność głowy z tyłu. Na szczęście niewielką, ale niestety jest ona widoczna. Oczywiście widzą już czarny scenariusz, czyli jeżdżenie do kliniki w Berlinie, żeby zrobić specjalny kask za grube tysiące euro. Na razie wybierają się do neurologa, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Poza tym martwią się również tym, że Brat dość wolno robi postępy motoryczno-ruchowe, a po zobaczeniu niesymetryczności zastanawiają się czy nie jest ona jedną z przyczyn. Ja natomiast, po wczorajszym spacerze, obudziłem się w okolicach 23 mówiąc, że swędzą mnie stopy i dłonie. Chwilę później okazało się, że mam wysypkę na brzuchu. Stwórcy znaleźli wapno w apteczce, ale oczywiście było przeterminowane. Ojciec szybko więc wsiadł do mikrusa i popędził na Grójecką do apteki 24h. Po powrocie okazało się – a jakże – że wapno (i to dziecięce!) było w kosmetyczce i to nie przeterminowane! Wypiłem więc trochę i miałem położyć się spać, ale ciągle mnie wszystko swędziało. Stwórcy użyli Dr.Google i objawy wskazywały na pokrzywkę, co zaowocowało rozpoczęciem poszukiwań leków w domowej apteczce. Znalezione zostały dwa, z czego ten lepszy był oczywiście… przeterminowany. Dostałem więc claritine i znowu miałem iść spać, ale nim to nastąpiło, trochę wody w Wiśle jeszcze upłynęło. W międzyczasie Ojciec wygnał Matkę spać, a sam dotrzymywał mi towarzystwa. Dopiero około 1.30 udało mi się zasnąć, a Ojciec rozłożył się na kocyku przy moim łóżku i nastawił budzik by kontrolować mój stan. Nad ranem obejrzała mnie Matka, świeżo obudzona po karmieniu Bruna, i stwierdziła, że nie wyglądam najlepiej. Pomimo tego (głównie z powodu braku wysypki na twarzy, powiekach i ustach) Matka zawinęła Ojca do sypialni i tak się wszystkim smacznie spało do około 6. Wtedy zacząłem coraz bardziej przypominać Winnetou. Wysypka była na twarzy i zacząłem trochę pokasływać, więc długo się nie zastanawiając, Stwórcy zdecydowali o wyjeździe na ostry dyżur.

Oczywiście najpierw weszliśmy nie do tej poczekalni co trzeba, ale na szczęście dużo czasu tam nie zmarnowaliśmy. W drugiej nie dość, że nie było dużej kolejki, to jeszcze był pokój zabaw, co bardzo mnie uradowało oraz automat z kawą, co z kolei bardzo uradowało Ojca. Po krótkiej chwili zostałem wstępnie przebadany, a po chwili nieco dłuższej obejrzała mnie bardzo średnio miła pani doktor. Stwierdziła, że Dr Google się nie mylił, a Stwórcy dobrze zareagowali podając leki. Ona zaś, nie chcąc aplikować bolesnego zastrzyku, podała mi czopek i krople antyalergiczne. Po przyjęciu lekarstw, odczekaniu 40 minut i kolejnych oględzinach pani doktor, widoczne było, że leki działają, bo nie byłem już czystej krwi Indianinem. Zostałem odesłany do domu z receptą na leki antyalergiczne, wypiłem na noc wapno i na szczęście dzisiaj rano wszystko wróciło do normy. Ale co by nie mówić, szpital numer 2 zaliczony!

Visited 1 times, 1 visit(s) today