
W tym roku Sylwestera świętowaliśmy po drugiej stronie ulicy z rodziną G. Dawno się z nimi nie widzieliśmy, więc skorzystaliśmy z zaproszenia z wielką radością. Tym bardziej, że bardzo chcieliśmy zobaczyć ich świąteczne prezenty!
Przygotowania do wyjścia podzieliliśmy po równo. Obowiązki typu ubrania, jedzenie i inne podobne rzeczy zrzuciliśmy na Stwórców, my zajęliśmy się natomiast zabawą i przeszkadzaniem. Spiny na szczęście nie było i zdążyliśmy nawet wyskoczyć na spacer do lasu. Po południu przygotowania trwały już jednak pełną parą – sałatki, przekąski i inne różne takie i owakie. Do tego prasowanie ubrań, które oczywiście wymiętolimy w trzy sekundy. Poszło nam to wszystko całkiem sprawnie i o osiemnastej byliśmy na miejscu. Ciocia Monika podjęła nas obiadem, który bardzo szybko skonsumowaliśmy i rzuciliśmy się do zabawy. Chłopaki dostali od Mikołaja tor wyścigowy, więc przez kolejne kilka godzin urządzaliśmy wyścigi w coraz to różniejszych konfiguracjach, robiąc jedynie chwilowe przerwy na inne zabawy.
W takim amoku dotrwaliśmy do godziny dwudziestej trzeciej. Bruno w tym momencie odpadł, a ja z chłopakami zaczęliśmy oglądać Big Hero 6. Seans przerwaliśmy na chwilę o północy, żeby wznieść toast i obejrzeć fajerwerki, ale kilka minut później znowu siedzieliśmy grzecznie przed telewizorem. Około pierwszej w nocy film się skończył, a my poszliśmy grzecznie do domu.
Na szczęście nie mieliśmy daleko, więc szybko znaleźliśmy się w ciepłych łóżkach i spokojnie daliśmy się porwać Morfeuszowi w rok dwudziesty czwarty.