
W tym roku kontynuowaliśmy naszą coroczną tradycję i długi czerwcowy weekend spędziliśmy u Pani Oli w Agroturystyce w Sopieniu. Był to już nasz trzeci raz w tym miejscu i jak zawsze było fantastycznie. Oczywiście byliśmy tam całą zgrają, w sumie dwadzieścia sześć osób, więc praktycznie całe miejsce mieliśmy dla siebie.
Od około dwóch tygodni przed wyjazdem, średnio raz dziennie, przypominałem Stwórcom, że wyjeżdżamy w środę z samego rana, ponieważ chciałem być na miejscu pierwszy. Co prawda skoroświt nie wyjechaliśmy, ale i tak poszło nam całkiem sprawnie i około trzynastej byliśmy już w na miejscu. Najbardziej zadowoleni z tego faktu byli jednak Stwórcy, którzy relaksowali się na leżakach przy jeziorze, czytając książki i kontemplując piękne okoliczności przyrody. Nam natomiast, po pierwszej chwili uniesienia, trochę się nudziło, o czym zresztą nie zapomnieliśmy przypominać Stwórcom co pięć minut. Na szczęście w okolicach piętnastej zaczęli przyjeżdżać inni, a wiadomo, że im nas więcej, tym lepiej.
W tym roku zostaliśmy zameldowani w nowej części i co najlepsze, mieliśmy swój własny pokój z telewizorem włącznie! Rozpakowaliśmy się więc szybciutko (a właściwie zrobiła to za nas Matka) i poszliśmy na zaplanowany obiad, a później kontynuowaliśmy zabawę do późnych godzin wieczornych. Przez kolejne dni szaleliśmy od rana do późnej nocy, grając w karty, w gry, kąpiąc się w jeziorze i jeżdżąc na rowerach. W tym roku zdecydowaliśmy się nie płynąć kajakami do Brodnicy, jednak w zamian pojechaliśmy na bikepark w Kurzej Górze. Był to nasz pierwszy raz w takim miejscu i bardzo nam się spodobało. Nawet Matka zjechała ładnych kilkanaście razy na swoim miejsko-trekkingowym rowerze, który do bikeparku nadaje się mniej więcej tak, jak Titanic do rozbijania gór lodowych. Ja natomiast zdołałem zepsuć swój rower, na szczęście delikatnie i na sam koniec zabawy. Bruno, pomimo początkowych oporów, również jeździł do samego końca, testując swoją nową brykę, dzielnie przełamując swoje strachy przed stromiznami i szybkością. Po tych doświadczeniach jesteśmy zdecydowani kontynuować tego typu zabawy i mam nadzieję, że już niedługo znowu pojedziemy w podobne miejsce. Kolejną atrakcją w tym roku był finał ligi mistrzów, który obejrzeliśmy całą dziecięcą ekipą w naszym pokoju. Było dużo hałasu i niezdrowych przekąsek, a jedyne czego brakowało to dogrywki i karnych!
Pięć dni minęło bardzo szybko i w niedzielę, po zjedzeniu bardzo późnego obiadu, towarzystwo zaczęło się rozjeżdżać. Wszyscy jednak mieli silne postanowienie, że w przyszłym roku znowu tu przyjadą. My również!