
Taki to ma szczęście. Ferie w Mazowieckim były w tym roku w ostatnich dwóch tygodniach lutego, więc impreza urodzinowa Bruna została zaplanowana dopiero po ich zakończeniu. W międzyczasie Babcia urządziła mu imprezę na Mazurach, no i oczywiście musieliśmy też mieć małe świętowanie w dniu urodzin, więc łącznie chłopak miał trzy imprezy urodzinowe. Życie jest nie fair!
Na pierwszy ogień poszły Mazury, gdzie pojechaliśmy po powrocie ze Szwajcarii Bałtowskiej. Był tort, były prezenty, były dekoracje – impreza urodzinowa pełną gębą. Prezenty wymarzone – czytaj wypisane i zamówione wcześniej, więc Bruno był zachwycony, a i mnie też coś tam się dostało. Kolejna okazja do świętowania zdarzyła się u Dziadków w Świniarach, dwudziestego czwartego, czyli w dniu urodzin. W związku z tym (oraz wizytą u nich), zakupiliśmy przepyszny sernik, a w zasadzie to ćwiartkę sernika, bo był cholernie drogi, niemniej wart swojej ceny. Babcia podjęła nas najlepszymi pierogami na świecie, do tego dostaliśmy kawałek sernika i pozwolenie na pożarcie wszelkich czekoladek i ciasteczek jakie będziemy w stanie znaleźć. Prezenty oczywiście też były! Na koniec została oficjalna impreza. Tradycyjnie odbyła się na świeżym powietrzu, tym razem w Zimnych Dołach. Frekwencja dopisała, chociaż pogoda była niezbyt zachęcająca – zimno, wiatr i nieregularne opady deszczu. W sumie było wszystkich około trzydziestu osób! Przyjechała stała ekipa podwórkowa oraz kilka rodzin z Bruna przedszkola. Były zabawy, było granie w piłkę, były kiełbaski, były sałatki no i oczywiście dużo wszelkich słodko-słonych przekąsek, którymi szybko zaopiekowali się najmłodsi. Później był oczywiście tort, po którym ekipy przedszkolne się rozjechały, a stara gwardia została, żeby jeszcze chwilę poszaleć. Do tego, jak na zawołanie, wyszło słoneczko, więc spędziliśmy tam kolejne dwie godziny, a zebraliśmy się do domu dopiero wtedy, gdy zabrakło już drewna do dorzucania do ogniska.
Ale to wcale nie był koniec dnia! Po powrocie szybko się przebraliśmy i zabraliśmy do otwierania prezentów, których Bruno dostał naprawdę dużo. Nie zdążyliśmy otworzyć nawet połowy, gdy Stwórcy zaanonsowali, że idziemy na obiad i zabawę do Witka, Janka i Stacha G. Pomimo naszych gorących protestów pozostali nieugięci i po przejściu Włodarzewskiej, kontynuowaliśmy zabawę w trochę mniejszym gronie, ale za to do późnych godzin wieczornych. Po powrocie do domu znowu zabraliśmy się za otwieranie kolejnych prezentów, a na sam koniec mieliśmy jeszcze kino, więc mogę chyba spokojnie stwierdzić, że tegoroczne urodziny Bruna były fan-ta-sty-czne!