
W tym roku miesiące wakacyjne były zaplanowane całkiem przyzwoicie. Z wyjątkiem jednego czy dwóch tygodni, gdzie nie dostałem miejsca na lato w mieście, pozostałe dni były „zagospodarowane”.
Na pierwszy ogień Stwórcy zapisali mnie na półkolonię wspinaczkową, o czym dowiedziałem tuż przed jej rozpoczęciem. Jeśli już mnie trochę znacie, to wiecie, że zrobiłem o to awanturę i kategorycznie stwierdziłem, że na żadne wspinaczki nie idę. Na szczęście miał ze mną chodzić również Janek G. z pierwszego piętra, więc dałem się przekonać, żeby pojechać i zobaczyć o co tam chodzi. No i chodzi o to, żeby się wspinać, żeby grać, żeby skakać, żeby biegać i żeby znowu się wspinać. I co to jest za wspinaczka! Różne trasy, różne poziomy trudności, fantastyczne uczucie, jak już się dostanie na samą górę. Po pierwszym dniu buzia mi się nie zamykała, opowiadając Stwórcom, jak to jest fajnie i jakie rzeczy robiłem. Nie muszę dodawać, że wspinaczka to najlepsze zajęcie na świecie, prawda? Żeby było jeszcze ciekawiej, pod koniec tygodnia pojechaliśmy do drugiego oddziału Murall, gdzie było jeszcze więcej tras i jeszcze więcej atrakcji. Wisienką na torcie był skok ze skałki na banana. Co prawda tym razem trochę się bałem i nie podjąłem wyzwania, ale nie spocznę, dopóki tego nie zrobię. Z tegorocznym doświadczeniem i praktyką w ciągu roku, następnym razem to będzie pestka!
Nie musze dodawać, że koniecznie chcę tam wrócić jak najszybciej, a przyszłych wakacji nie wyobrażam sobie bez półkolonii wspinaczkowej, prawda!?