
Pewnego dnia po treningu piłkarskim, dowiedziałem się, że klub organizuje wyjście na mecz Legii, więc natychmiast oznajmiłem o tym Stwórcom. Stwierdziłem też kategorycznie, że nie wiem jak Bruno, ale ja na mecz idę na bank! Ojciec nie bardzo chciał w to na początku uwierzyć, ale po sprawdzeniu okazało się, że faktycznie takie wyjście jest organizowane. Na szczęście okazało się, że mecz jest dopiero za dwa tygodnie, więc Bruno, który leczył zapalenie ucha, miał czas się wykurować i wybrać z nami.
Darmowe bilety dostaliśmy tylko ja i Bruno, więc Stwórcy zakupili dwa dodatkowe i cała rodzina była gotowa na wyjście. Ojciec nie był z byt szczęśliwy z tego powodu. Jakoś nie miał przekonania do obejrzenia na żywo kopaniny w polskiej lidze, ale czego się nie robi dla dzieci! Pod stadionem spotkaliśmy bliźniaków z mojej klasy, co mnie strasznie uradowało, bo to moi dobrzy koledzy. Do tego okazało się, że mają działkę w Jerutkach, więc od razu umówiliśmy spotkanie, jak wszyscy będziemy na Mazurach. Ale wracając do meczu. Ja oczywiście poszedłem z bliźniakami, Bruno oczywiście ze Stwórcami. Po wejściu na teren stadionu pierwsze co zrobili to zatrzymali się przy barze po frytki i pepsi, jakżeby inaczej. Na szczęście szybko ich dostrzegłem i również załapałem się na małe co nieco. Niedługo później zaczął się mecz. Zaczął się bardzo dobrze. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że zbyt dobrze, bo Legia zdobyła bramkę tak szybko, że nie zdążyliśmy jej nawet zauważyć. A siedzieliśmy zaraz za nią! Na szczęście kolejna padła niedługo później i tę już zobaczyliśmy.
Mecz był znakomity. Końcowy wynik to 5:3 dla Legii, więc obejrzeliśmy dużo bramek, dużo akcji, doping był fantastyczny, no i zjedliśmy dużo frytek i wypiliśmy dużo pepsi. Obawy Ojca okazały się zupełnie niepotrzebne. Co do kopaniny to się nie pomylił, ale te osiem bramek zdecydowanie zrobiło robotę. Czegoż można byłoby sobie życzyć więcej?!?