9 views 5 mins 0 comments

PIERWSZE NARTY

In 2022
25 lutego, 2022

Drugi tydzień ferii spędzaliśmy w Warszawie i zapowiadało się, że nic się nie zmieni. Na szczęście moje fantastyczne zdolności negocjacyjne oraz mały zbieg okoliczności sprawiły, że spędziliśmy wspaniałe kilka dni w górach.

Jak już wspominałem, bardzo spodobało mi się jeżdżenie na nartach biegowych. Chciałem jednak jeszcze spróbować pojeździć na zjazdówkach, dlatego po powrocie z Mazur nieustannie suszyłem Matce głowę, nawijając jednocześnie makaron na uszy. To tak zwana wielozadaniowość! W związku z tym, że i tak szykował nam się wyjazd do Cieszyna, był to tak zwany no brainer. Jedyne co mnie zastanawiało, to dlaczego tylko dla mnie była to oczywista oczywistość? W końcu jednak udało mi się wyperswadować moje racje i Matka sklonowała moje działania na Ojca, z którym poszło jej zdecydowanie szybciej, niż mnie z nią. Część rzeczy pożyczyliśmy, część została zakupiona w trybie ekspresowym, a resztę mieliśmy wypożyczyć na miejscu. I tak poszło…

Po załatwieniu swoich spraw w Cieszynie, dostaliśmy informację, że do nauki jazdy na nartach warto pojechać na Czantorię, co też uczyniliśmy. Ojciec zabukował nocleg, a w międzyczasie Matka zorganizowała nam indywidualnych trenerów. Jak się okazało, dostaliśmy dwa pokoje na poddaszu w Willa Malibu i muszę przyznać, że od razu nam się niesamowicie spodobało, najbardziej oddzielny pokój z własną łazienką i telewizorem! Wieczorem trochę się stresowałem nadchodzącą nauką jazdy, ale Stwórcy zapewniali mnie, że będzie super. I co najlepsze, wcale nie kłamali! Po skonsumowaniu szybkiego śniadania, niezwłocznie ruszyliśmy na narty! W wypożyczalni dostaliśmy resztę sprzętu, poznaliśmy swoich trenerów i poszliśmy ćwiczyć, a Ojciec dał klasyczną nóżkę i poszedł pojeździć na głównej górze. Po wycieńczających dwóch godzinach, zrobiliśmy sobie małą przerwę i ponownie wróciliśmy do nauki. Zabawa była fantastyczna, nogi bolały jak cholera, ale humory dopisywały i szkoda było wracać. W kolejny dzień powtórzyliśmy poranne szkolenie z trenerami. Później chcieliśmy już jeździć na orczyku i zjeżdżać sami, co mocno przeraziło Matkę. Ojciec zaczął więc biegać za mną na orczyku i asekurować na stoku. Wszystko szło sprawnie, dopóki nie trzeba było skręcać… Melduję jednak, że pomimo tych drobnych niedociągnięć, wszystkie części ciała są w całości. Bruno oczywiście chciał tak samo jak ja, jednak nie dawał jeszcze rady ze względu na swój wiek, więc Stwórcy wpychali go trochę na górę, a później łapali na dole, gdy próbował ich staranować. Gdy zmęczenie dało się we znaki, Ojciec zabrał nas na przejażdżkę wyciągiem na samą górę! Muszę przyznać, że trochę się bałem, szczególnie, gdy mijaliśmy słupy. Na górze wypiliśmy ciepłą czekoladę i zjechaliśmy na dół do szalejącej niczym Alberto Tomba Matki. Na stoku dla początkujących z dziećmi w moim wieku. Ojciec trochę jeszcze nas powpychał na górę i pozjeżdżaliśmy, ale Bruno był już wyraźnie zmęczony, ja zresztą trochę też. Czekała nas jeszcze droga powrotna do Warszawy, więc zapadła decyzja o odwrocie. Jak się okazało pięć minut później, decyzja była trafiona w dziesiątkę, bo jak tyko oddaliśmy sprzęt do wypożyczalni, zaczął padać deszcz i w takich okolicznościach opuściliśmy Czantorię i pomknęliśmy w kierunku domu.

Narty były fantastyczne. Podobało się całej rodzinie i już mamy postanowienie, że w przyszłym roku znowu jedziemy!

Visited 1 times, 1 visit(s) today