
Zmiany, zmiany, zmiany. Ciągle coś się zmienia. Najbardziej oczywiście mój Brat. Po dwóch miesiącach walki z odparzeniami jego czterech liter, Matka w końcu mogła odetchnąć, przestać stosować pieluszki tetrowe i wyjść z rytmu dnia typu: pranie pieluch, gotowanie pieluch, suszenie pieluch, prasowanie pieluch. No i wietrzenie odparzonego tyłka między tymi czynnościami. Chłopak ma się coraz lepiej, rośnie jak na drożdżach i w zasadzie spokojnie mógłby brać udział w zawodach sumo dla niemowlaków, jeśli takie by się odbywały.
Zaczyna już nas rozpoznawać, uśmiecha się na nasz widok i wydaje z siebie różne dźwięki. Najczęściej oczywiście szuka wzrokiem Matki, ale zauważyłem, że coraz bardziej zwraca na mnie uwagę. Ja natomiast często próbuję się nim zajmować i go zabawiać. Potrafię wziąć książeczkę i poczytać mu trochę, zapytać co jest na obrazkach i odpowiadać. Często też macham mu zabawkami, zbyt blisko jego delikatnych części ciała. Jak płacze to go uspokajam, bujam wózek albo bujak i melduję Stwórcom, że jest głodny i trzeba go nakarmić! Lubię też się do niego przytulać i robić noski-eskimoski. Oczywiście Stwórcy mnie często strofują, bo tu się na nim zbyt mocno oprę, tam złapię go za rączkę swoimi niezbyt czystymi dłoniami i tak w kółko coś. Ale niezbyt mi to przeszkadza i nie ustaje w tych działaniach, wręcz przeciwnie.
Chłopak ma już za sobą dwa szczepienia i muszę przyznać, że na szczęście zniósł je nawet lepiej ode mnie. Żadnych skutków ubocznych, gorączki czy złego samopoczucia. Spłynęło po nim jak po kaczce. Lubi zwiedzać świat na rękach Stwórców i bardzo mu się nie podoba podróżowanie w wózku. Samochodem zresztą też nie przepada jeździć – jeszcze się nie zdarzyło żebyśmy dojechali na Mazury bez przynajmniej jednego postoju. Może dlatego że jeździ sam z tyłu i nie ma go kto zabawiać, gdy się obudzi, bo ja jestem skupiony na oglądaniu bajek, a Stwórcy jadą z przodu.
Jedynie co mi się nie podoba to nadal jest zbyt mały, żeby można było się z nim naprawdę porządnie pobawić…