11 views 4 mins 0 comments

NOWY ROK.

In 2015
15 lutego, 2015

No i mamy prawie marzec. Śniegu już dawno nie ma, oskary tuż tuż, a mi stuknie zaraz pół roku. I za cholerę nie mam pojęcia, kiedy to wszystko przeleciało. Najwyraźniej musiałem być bardzo bizi…

Mój pobyt w szpitalu trwał długie i wyczerpujące 10 dni. Dostawałem końskie dawki antybiotyku, ale na ile to możliwe, zachowywałem pogodę ducha i starałem się sprawiać jak najmniej kłopotów stwórcom, lekarzom i wszystkim innym osobnikom, których kręciło się co niemiara po mocno sfatygowanych korytarzach szpitala. W zasadzie to szło mi to tak dobrze, że studentki zdobywające na mnie swoje pierwsze medyczne doświadczenia ochrzciły mnie oddziałowym Casanovą. Dobrze mi to wróży na przyszłość! W każdym razie bakteria została wygnana, niebezpieczeństwo zażegnane, a kolejne wizyty i badania kontrolne zaplanowane.

Następne tygodnie płynęły szybko niczym dziki, górski potok lub też jak Bugatti Veyron na długiej prostej, co kto woli. Ojciec skupił się głównie na próbach dotarcia do domu na czas mojego kąpania i w zasadzie nie najgorzej mu te próby wychodziły. Jak zwykle miał nadmiar pracy, a im bliżej świąt tym tego nadmiaru było więcej i więcej. Matce natomiast coraz lepiej szło ujarzmianie mojej skromnej osoby i tak sobie spędzaliśmy te dni sami, rozkoszując się własnym towarzystwem. Na święta pojechaliśmy do dziadków. Jak się później okazało spędziliśmy tam prawie miesiąc, a może nawet więcej. Było super, a nawet jeszcze lepiej. Jak tylko wstawałem to od razu ktoś się przy mnie meldował i mnie zabawiał. Nawet dziadek przełamał się i z czasem zaczął pierwszy pojawiać się rano w drzwiach, śmigać ze mną na macie i dawał się ujeżdżać. A jak pewnego dnia dał mi polizać jabłko to mało nie oszalałem ze szczęścia. Tak mi posmakowało, że przez następne kilka dni, gdy tylko widziałem kogoś spożywającego ten wspaniały owoc, to zachowywałem się jak narkoman na głodzie. Po kilku dniach w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy, naskrobał trochę na łyżeczkę i w końcu miałem okazję spróbować. Wcinałem, że aż uszy się trzęsły! Radość na mojej twarzy – bezcenna. Radość na twarzach starszyzny – również! Babcia natomiast nauczyła mnie klaskać, co również mi się bardzo spodobało, i jak tylko się budziłem to do Stwórców zaczynały dochodzić regularne odgłosy odbijających się od siebie małych rączek.

Dni spędzałem więc na zabawie z wszystkimi członkami rodziny i spacerach w bajkowych sceneriach po ośnieżonych, mazurskich lasach. Spałem na nich jak zabity i mogłem tam spędzać całe dnie, ale niestety stwórcy wymiękali po góra dwóch godzinach takiego spacerowania. Wychodzi na to, że są to zdecydowanie osobniki ciepłolubne. W każdym razie zima mi się spodobała i już nie mogę doczekać się następnej, tym bardziej, że mam w planach jazdę na sankach i tarzanie się w śniegu!

Visited 1 times, 1 visit(s) today