
Od samego początku nasze pojazdy dwukołowe były koloru czerwonego lub zielonego. Można też wspomnieć jednego Puky’ego, czarno-czerwonego, ale jakby nie patrzeć za dużo tych kolorów nie było. Tym razem jednak zmieniliśmy kurs i w garażu (czytaj na klatce schodowej) pojawił się niebieski bolid na pięknych, grubych, czarnych, dwudziestocalowych oponach.
Od powrotu z zeszłorocznych wakacji i nabyciu dla mnie nowego roweru (zielony ma się rozumieć), Bruno przesiadł się na mój poprzedni bolid (dla odmiany zielony). Niestety, czasy świetności miał on już za sobą. Pomimo wizyt w serwisie i wymiany wielu części, lata intensywnego użytkowania zrobiły swoje i nie była to już tak wspaniała fura, jak wtedy, gdy dostałem ją w swoje ręce. Bruno miał wielkie trudności ze zmianą przerzutek, a ciężar dwóch amortyzatorów również nie pomagał mu w polubieniu tego roweru, szczególnie, gdy trzeba było go podprowadzić pod górę. Zeszłej jesieni jeszcze się na nim przemęczył, ale po kilku wyjazdach w tym roku, miarka się przebrała. Bruno stwierdził, że to stary, popsuty rupieć i nie będzie więcej na nim jeździł. A że miał dobre argumenty, Stwórcy nie protestowali i wzięli się do poszukiwań nowego. Wymagania były oczywiście zbyt wygórowane. Lekki, czerwony, prawie nówka no i za półdarmo. Po jakimś czasie okazało się, że liczba dostępnych rowerów spełniających te wymagania jest równa zeru, zarządziliśmy więc weryfikację oczekiwań. Po chwili intensywnych rokowań, została niska waga oraz dobry stan (szczególnie przerzutek!). Po jakimś czasie pojawił się w internetach niebieski Trek, który od razu wpadł w oko Ojcu, a chwilę później i Brunowi. Umówiliśmy więc spotkanie i pojechaliśmy na oględziny całą męską częścią naszej rodziny. Testowanie było bardzo krótkie i nie dało Ojcu pola do jakichkolwiek negocjacji. „Jest suuuuperrrrr!!! Kupujemy!!!”, powiedział Bruno po przejechaniu dwudziestu metrów i zmienieniu kilka razy przerzutki w górę i w dół. Tak więc Ojciec zapłacił, zapakowaliśmy rower na dach i ruszyliśmy do domu.
Od tego czasu skończyły się narzekania Bruna podczas wycieczek rowerowych. Przerzutki działają lekko, opony pozwalają pokonywać nawet piaszczyste odcinki, a przyjemność z jazdy wzrosła wykładniczo. Teraz pozostaje już tylko zakup uchwytu na bidon i licznika!