3 views 5 mins 0 comments

NAJOGRSZY DZIEŃ DZIECKA.

In 2022
06 czerwca, 2022

Jak co roku nie mogliśmy się doczekać dnia dziecka. Plany były wielkie, prezenty wybieraliśmy od trzech miesięcy i nadal nie mogliśmy się zdecydować. Pech jednak chciał, że tydzień wcześniej Stwórcy odstawili nas na Mazury, więc negocjacje zostały przerwane i nic nie zostało ustalone.  Kiedy Matka przyjechała nas odebrać, przywiozła nam jedynie drobne upominki, jak zawsze zresztą. Tym razem jednak powiedziała, że są to prezenty na dzień dziecka, więc obaj z Bratem byliśmy strasznie niepocieszeni. I wielce oburzeni. Pełnię nieszczęścia osiągnęliśmy pierwszego czerwca, gdy… niczego więcej nie dostaliśmy. Obaj zachodziliśmy w głowę o co kaman?!?

Kolejnego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Stwórcy odebrali nas z przybytków wspólnie, co raczej się nie zdarza. Do tego minęli skręt na Włodarzewską, co wywołało u nas kolejną falę zdziwienia. Powiedzieli nam, że jedziemy w jedno miejsce i…. nic więcej. Po około piętnastu minutach dojechaliśmy pod jakiś hangar z namalowanymi bolidami oznajmili nam, że będziemy jeździć formułami dla dzieci. Bruna oczy zrobiły się wielkie niczym oczy Golluma widzącego pierścień, ja natomiast rzuciłem krótkie „I to ma być nasz prezent na dzień dziecka???” i zrobiłem minę typu nie podchodź do mnie. Po krótkich formalnościach przy kasie, dostaliśmy kominiarki i poszliśmy przymierzać kaski. Zobaczyliśmy już jak jeżdżą inni, więc Bruno nie mógł już ustać w miejscu, a ja zacząłem powoli podejrzewać, że całe to jeżdżenie może być fajne. Po założeniu kasków, dostaliśmy z Matką po bolidzie, a Ojciec z Brunem wsiedli do tandemowego. Przed odpaleniem silnika, w moich oczach można było dotrzeć mieszaninę podniecenia, adrenaliny i strachu jednocześnie, ale jak już wcisnąłem pedał gazu, to wyrwałem do przodu nie oglądając się za siebie. Zaraz potem ruszyła Matka, która próbowała mnie dogonić, a na końcu odpalił Ojciec z Brunem.

To było najszybsze dziesięć minut w moim życiu. Trwało maksymalnie dwie minuty. Z każdym okrążeniem coraz szybciej wchodziłem w zakręty, zaczęły się ślizgi i drifty na nawrotach. Bruno był wniebowzięty, bo Ojciec dawał mu kręcić kierownicą i gdzie tylko mógł wpadał w poślizg, co wzbudzało w nim wielką euforię i jeszcze większy uśmiech na twarzy. Nawet Matka, która pierwsze okrążenie pokonała tempem ślimaka, później zaczęła już trzymać tempo. Po przejechaniu szachownicy wyszedłem szybko do Stwórców i zacząłem krzyczeć o moich przejazdach, trzęsąc się cały z podniecenia! Jak tylko doszedłem do siebie, zapytałem o kolejną rundę, na co Stwórcy się zgodzili. Kolejne dziesięć minut upłynęło jeszcze szybciej, prędkości osiągałem prawie kosmiczne, a za mną cały czas blisko trzymał się Ojciec z Brunem, driftując gdzie tylko się da. Matka tym razem została na poboczu, żeby zrobić choć parę zdjęć i nagrać kilka filmików. Tylko dzięki jej wielkiemu poświęceniu mamy jakiekolwiek zdjęcia z całej imprezy. Po ukończeniu kolejnej rundy pierwsza rzecz, o którą zapytałem brzmiało „Czy możemy jeszcze raz?”. Niestety moja prośba spotkała się tym razem z odmową, ponieważ okazało się, że za dwa przejazdy można kupić całkiem niezły zestaw Lego, więc nie naciskałem. Oznajmiłem jednak, że na moje urodziny chcę przyjechać na kartingi. Bruno oczywiście mi wtórował i ciągle dopytywał, kiedy będzie mógł już sam pojechać.

Na pocieszenie zajechaliśmy jeszcze do McDonalda na frytki i nuggetsy, więc mogę stwierdzić, że tegoroczny dzień dziecka z najgorszego w historii, stał się najlepszym!

Visited 1 times, 1 visit(s) today