
Epidemia trwa w najlepsze. Rządzący nie wiedzą, co czynią i prześcigają się w coraz to bardziej absurdalnych rozporządzeniach. Ludzie siedzą zamknięci w domach, szkoły i przedszkola zamknięte, pół kraju stoi, a reszta działa na pół gwizdka. W takich warunkach naprawdę można sfiksować, więc Stwórcy cały czas starają się znaleźć nam jakieś rozrywki.
Ratują nas przede wszystkim wyjazdy do lasów. Najczęściej jeździmy do tych lokalnych, ale do dalszych, takich jak na przykład Bolimowski Park Krajobrazowy również czasem uda się wyjechać. Większość czasu spędzamy jednak w domu, a tu wcale nie tak łatwo zorganizować dzieciom rozrywkę. Szczególnie jeśli trzeba jeszcze pracować. Z pomocą przychodzi jednak YouTube i dzięki temu od czasu do czasu uda się zrobić coś ciekawego – na przykład tor przeszkód.
Po obejrzeniu jednego z filmików, Stwórcy byli jednogłośni w swoich ocenach i postanowili zrobić nam tor przeszkód. W weekend zaczęli rozstawiać meble, naklejać taśmy na podłogę i niektóre meble, rysować strzałki, układać piłki, miski i poduszki. Po piętnastu minutach i małych optymalizacjach przebiegu trasy, pierwszy na starcie stanął Bruno. Najpierw na czworaka pod poduszkami na sofą, później szybkie kółeczko na fotelu, wspinaczka po krześle na stół i z powrotem na dół. Dalej przejście na platformie zbudowanej z krzeseł, szybkie kółeczko przy drzwiach i biegiem do naszego pokoju, gdzie trzeba się przeczołgać pod łóżkiem. Następnie wrzucić piłki do miski, przeskoczyć blokadę łóżeczka, przejść pod stolikiem kawowym, wskoczyć na sofę, przebiec po niej i zeskoczyć na metę. A wszystko to w rytm „Eye of the Tiger” z Rocky’ego. Bruno był wniebowzięty i pokonał tor kilkunastokrotnie, cały mokry i szczęśliwy. Ja natomiast strzeliłem focha i udawałem, że mi się zabawa nie podoba. Na szczęście Matka przekonała mnie żebym spróbował, więc też się przebiegłem ze dwa lub trzy razy.
Kolejnym ciekawym doświadczeniem był przelot Antonowa nad naszym blokiem. Nasz „wspaniały” premier ogłosił z wielką pompą, że przylecą do nas maseczki ochronne z Chin największym samolotem świata. Samolot i owszem, był największy. Jak się później okazało, maseczki były przepłacone, bez certyfikatów i mogły przylecieć zwykłym samolotem. Mieszkanie niedaleko lotniska okazało się być zaletą, bo podczas pierwszego lądowania zamachał tylko skrzydłami i wzniósł się ponownie w górę, zawracając na naszych oczach. Natomiast w drodze powrotnej, wystartował i leciał trasą tuż nad naszym osiedlem, co sprawiło nam wielką radość, choć muszę przyznać, że odrobinę się z Bratem baliśmy.
I na deser zostawiłem przekąskę, a w zasadzie porządny posiłek. Planowaliśmy go razem od lat, ale oczywiście nic z tego nigdy nie wyszło. Do czasu! Jak się okazuje, są jednak dobre strony pandemii. Któregoś niedzielnego popołudnia zdecydowaliśmy się na zrobienie pizzy. Pracy i śmiechu było co niemiara. Ja z Matką dolewałem wody i dosypywałem mąki, Bruno ugniatał ciasto niczym walec, a Ojciec guglował przepisy. Mistrzostwo świata to nie było, ale pierwsza pizza domowa zrobiona, zjedzona, zaliczona.
Jednak zdecydowanie najlepsze z tego wszystkiego jest oczywiście oglądanie bajek i granie w gry. Stwórcy niestety są odmiennego zdania i starają się to wszystko ograniczać, szczególnie, że Bruno jest dużo młodszy i zdecydowanie za dużo ich przy mnie ogląda. Ale co zrobić, jak nie można wychodzić?