
Pod koniec listopada, po piętnastu miesiącach pobytu na Ziemi, zostałem przeprowadzony do mojego całkowicie nowego, prywatnego pokoju. Jak się okazuje 34m2 to przepastna przestrzeń i spokojnie można było wygospodarować miejsce na kolejne pomieszczenie. W bloku trwała właśnie wymiana pionów CO, więc Stwórcy wykorzystali moment i przy okazji postawili ściankę działową, a Ojciec na dodatek odmalował całe mieszkanko, które notabene już zacząłem przemalowywać po swojemu, flamastrami.
Pokój jest nadal w powijakach, a nie jak na powyższym zdjęciu, ale przynajmniej nie jest to już stan developerski (choć drzwi jeszcze nie ma). Plany zmieniają się jak w kalejdoskopie, gdyż z każdym etapem robót Stwórcom przychodzą do głowy kolejne pomysły. Z wersji pierwotnej została w zasadzie tylko ścianka. Na szczęście te ich pomysły są całkiem do rzeczy i wraz z postępującym wymienianiem mebli całość zaczyna nabierać sensu. Na dzień dzisiejszy mam już nowe, mniejsze i ładniejsze łóżeczko oraz lampkę-gwiazdkę, którą zobaczyliśmy kiedyś podczas wizyty w Ikei. Gwiazdki uwielbiam od zawsze, a gdy zobaczyłem zamontowaną u mnie w pokoju to oniemiałem z wrażenia. Na całe piętnaście sekund. Przez to mina Ojca zmieniła się z wielkiego zachwytu i szczęścia na absolutne poczucie beznadziejności i prawie kompletne zniechęcenie. Na szczęście dla niego, już chwilę później, znów zacząłem się nią zachwycać i moje zauroczenie trwa do dziś. Stwórcy przenieśli do mnie również komodę, która ma być zmieniona na większą szafę, ale to nadal pieśń przyszłości. Podobnie ma się rzecz z dywanem i nowym stolikiem (który na szczęście czeka już na złożenie w piwnicy), lampą sufitową i z drzwiami oczywiście.
Z całego remontu najbardziej podobało mi się składanie nowej sofy. Mam geny bildera normalnie, i to po dziadku i po Ojcu razem wziętych. Przeszkadzanie w składaniu mebli to na pewno jedno z moich ulubionych zajęć, a wchodzenie w kartony i pojemnik na pościel rządzi. Wkręcanie śrub i wyciąganie szuflady też są zresztą niczego sobie. Dzięki wspólnej pracy składanie poszło nam bardzo sprawnie, w końcu co cztery profesjonalne ręce to nie dwie. Po jakiejś godzinie mogliśmy całą rodzinką położyć się na gotowej sobie. Na dodatek dzięki sofie i nowej aranżacji przestrzeni mam do dyspozycji kilka metrów podłogi na zabawę.
Jak widać idzie to wszystko dość opornie, ale jak mawiają nasi sąsiedzi zza Odry – langsam aber sicher, i tą też filozofią kierują się Stwórcy. Ma to oczywiście sens, szczególnie, że i tak większość czasu spędzam z nimi w “salonie/sypialni”. Mam tylko nadzieję, podobnie jak oni zapewne, że wszystko będzie skończone przed świętami i wtedy naprawdę będę mógł powiedzieć, że to jest mój pokój.