
Wieczór na Włodarzewskiej. Kuchnia. Siedzimy przy stole. Jemy kolację. Toczy się niezobowiązująca rozmowa, chyba o wakacjach:
Matka: Oj marzy mi się taki wyjazd.
Ja: Nic nie może stanąć na drodze twoim marzeniom mamo! Moim marzeniem jest zostać ninja!
Matka / Ojciec: salwa śmiechu, zadławienie jedzeniem, łzy w oczach.
I tak właśnie sobie pogadaliśmy. Poważnie, niepoważnie. Zresztą, coraz więcej konwersacji ze mną przyprawia Stwórców o gęsią skórkę. Najczęściej pozytywnie, ale zdarza się również negatywnie. Cóż można na to poradzić, takie są prawa młodości. Opowiedziałem już o moich planach rodzinnych. Że będę miał żonę, Karolinę. I że urodzi mi ona trójkę dzieci. Dwóch chłopaków i córeczkę, Klaudię. Opowiadałem również, że będę miał firmę. Będzie w niej pracował kotek i zygzak, a czasami nawet wójt i jackson storm. I że wszystko w niej będzie na odwrót, niż jest u Ojca w firmie. Ale na pewno będziemy sprzedawać dużo kipnatów.
Obecnie jednak najbardziej mi się marzą wszelkie zestawy Lego Ninjago. Od największych do najmniejszych, z jak największą liczbą ludzików. Te pięćdziesiąt, które dostałem na urodziny Bruna, to dla mnie zdecydowanie za mało. Ciągle oglądam katalog i zastanawiam się, które zestawy mógłbym dostać. Myślę, że już nawet Ojciec zna je na pamięć. Ale to dobrze, przynajmniej nie zapomni, co ma mi kupić na urodziny!