
Moje nowo nabyte, nieprzeciętne umiejętności wstawania i rozrzucania wszystkiego na mojej drodze byłem gotów zaprezentować w całej okazałości moim drugim dziadkom. W tym celu wybraliśmy się do nich na majowe spotkanie rodzinne. Trasa była długa i nudna, dlatego też przyszykowałem Stwórcom kilka niespodzianek. O kupach i osikanych ubraniach nie będę wspominał, bo to akurat jest standard – zdarzyło się raz czy dwa. Warty wspomnienia natomiast jest postój na obiad w Kaliszu. Zajechaliśmy do centrum handlowego, gdyż przy okazji trzeba było nabyć Dziadkowi prezent urodzinowy. Tym zajął się Ojciec, a ja z Matką poszedłem na lunch. Zjadłem z apetytem i w zasadzie byliśmy gotowi do dalszej drogi, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że przyszedł dobry czas, aby trochę tego lunchu zwymiotować na siebie. W związku z tym wyruszyliśmy całą ekipą na poszukiwania miejsca do przebrania. Jak się okazało lokalizacja pomieszczenia była tuż obok Smyka więc Matka zajęła się mną, a Ojciec nabyciem nowych spodni, ponieważ czystych na zmianę już nie było. Po kilku chwilach dołączyliśmy do niego, a po kilku kolejnych wyszliśmy wszyscy razem z wielką torbą zakupów. Było w niej dużo różnych i obecnie niepotrzebnych mi rzeczy, nie było natomiast spodni, po które tam poszliśmy. Ale kto by się przejmował takimi błahostkami. Ruszyliśmy więc w dalszą drogę i po jednym krótkim postoju oraz dwóch godzinach jazdy dotarliśmy w końcu na miejsce.
Spodobało mi się od razu. Dziadek z babcią okazali się równie spoko jak ich mazurski ekwiwalent. Jedynie pies na początku mnie trochę przerażał, ale drugiego dnia już się do niego przyzwyczaiłem i nawet go pogłaskałem, a trzeciego ciągnąłem za ogon. Od razu natomiast spodobał mi się kotek. Doszło nawet do tego, że w pewnym momencie zacząłem go ganiać. Oczywiście z zamiarem pogłaskania i tulenia, a nie ciągania za wąsy lub też ogon. W ciągu kolejnych dni poznałem nowe ciocie i kuzynki, które z przyjemnością rozkoszowały się moim wspaniałym towarzystwem, a ja ich. Czas spędzałem głównie na zabawie. Jeśli tylko któryś ze Stwórców był w zasięgu wzroku to całkowicie wystarczały mi moje zabawki i nie potrzebowałem żadnej dodatkowej atencji z ich strony. Jak mi się nudziło to śmigałem sobie po całym domu, zaglądałem do biblioteczki, buszowałem w kuchni czy stawałem przy fotelach, a jak zrobiła się pogoda to byłem odtransportowywany na taras do mojego przenośnego łóżeczka. Dużo też jeździłem po okolicy, głównie dookoła domu, żeby zaliczyć drzemkę, ale również trochę dalej, po podwórku i lesie.
Cały wyjazd muszę uznać za wyjątkowo udany. Pierwszy raz organizowałem sobie samemu czas tak dobrze, że momentami kompletnie zapominałem o Stwórcach. Oni z kolei mieli spokój ze mną i mogli na całego biesiadować, relaksować i odpoczywać. Wypoczynek w ich wykonaniu posunął się do tego stopnia, że Ojciec któregoś popołudnia wziął aparat do ręki i poszedł porobić zdjęcia. Nie zdarzyło mu się to od bardzo bardzo dawna, a jak się później okazało efekty były niczego sobie. Ponadto nie najgorzej zniosłem długą podróż, szczególnie powrotną, co dobrze wróży na kolejne dalsze wypady, których już nie mogę się doczekać!