8 views 4 mins 0 comments

KORONA GÓR NR 8 – MOGIELICA.

In 2022
18 października, 2022

Po skonsumowaniu dość wczesnego śniadania i rozegraniu kilku partii w bilard, ruszyliśmy na Orlen po kawę i słodkie przekąski. Teraz nie pozostawało nic innego, jak zdobyć górę! Po dwudziestu minutach dojechaliśmy na duży parking na początku szlaku. Jak zwykle pomocne okazały się Hasające Zające, które znakomicie opisały nam całą trasę.

Ruszyliśmy i na początku trasa nie była zbyt malownicza. Najpierw pole, później asfalt, ale po jakichś dwudziestu minutach zaczęła się „prawdziwa” trasa. Górki, kamienie, wąwozy, spływająca nimi woda. To, co wędrowcy lubią najbardziej! Co nam się mniej podobało, to coraz większe nachylenie i ilość kamieni po drodze. Z każdą upływającą minutą trasa stawała się coraz bardziej wymagająca, a to był dopiero początek. I to całkiem łatwy początek! Na szczęście mieliśmy duże zapasy w plecaku, więc na każdym pitstopie przekąszaliśmy coś pożywnego i coś pysznego, co pozwalało nam kontynuować wędrówkę w dobrym humorze. Po około godzinie zrobiliśmy kolejną przerwę, tuż przed (jak się później okazało) najtrudniejszym odcinkiem trasy. Podczas spożywania kolejnego gumisia spotkaliśmy nawet panią z hotelu, w którym wczoraj nocowaliśmy. Zamieniliśmy kilka słów i zebraliśmy się do ataku. Muszę przyznać, że na tym odcinku nawet Stwórcy się zasapali. Gdyby nie to, że był bardzo malowniczy, usłany wielkimi kamieniami i drzewami, na które można było wchodzić, to nie wiem, czy dali byśmy radę. Po jakiejś godzinie dotarliśmy do przed-wierzchołka. Łysej polany, za którą czekało nas ostatnie kilkanaście minut podejścia na szczyt. Zrobiliśmy kilka zdjęć z pięknym krajobrazem w tle i zaraz po wejściu na szlak, usiedliśmy na przewróconym drzewie, żeby dostarczyć kolejną partię węglowodanów do organizmu. Po piętnastu minutach niezbyt wymagającego podejścia dotarliśmy na szczyt. Wieża widokowa, tak jak ostatnio na Wielkiej Sowie, była w remoncie. Wygląda na to, że w przypadku wież widokowych na szczytach gór, najwyraźniej obowiązuje zasada do trzech razy sztuka. Zobaczymy na następnym! Na szczycie było dużo ludzi, więc szybko trzasnęliśmy sobie zdjęcie przy szczytowskazie i zabraliśmy się do tego, co lubimy na szczytach najbardziej – czyli do konsumowania niezdrowych napojów i jedzenia o bardzo wysokiej zawartości cukru.

Po kilku chwilach rozejrzeliśmy się jeszcze raz i zaczęliśmy marsz z powrotem. Na polanie znowu zrobiliśmy przerwę, tym razem, żeby pobawić się w chowanego w wysokich trawach, które wręcz wołały o taką zabawę! Zrobiliśmy jeszcze rodzinnego selfiacza z górami w tle i ruszyliśmy w dół. Trasa powrotna, pomimo konieczności bycia super-ostrożnym na stromym odcinku, była jakby łatwiejsza. Nie trzeba było robić tylu pitstopów, nogi same niosły, a humory dopisywały. Obyło się bez nadmiernego marudzenia praktycznie do samego końca. Później zostało nam już tylko pięć godzin jazdy do domu…

Visited 1 times, 1 visit(s) today