8 views 4 mins 0 comments

KORONA GÓR NR 14 – WYSOKA.

In 2023
16 września, 2023

Kolejny weekend, kolejny wyjazd, kolejne szczyty w Koronie zaliczone. Tym razem wybór padł na stare śmieci Ojca, czyli okolice Nowego Sącza. Są tam trzy szczyty należące do KGP, my mieliśmy zaplanowane zdobycie dwóch z nich i jak się okazało, tych fajniejszych.

Na pierwszy ogień poszła Wysoka, królowa Pienin. Leży od nas w dużej odległości, więc musieliśmy zerwać się prawie w środku nocy. Ruszyliśmy chwilę po ósmej, co i tak nie było najgorszym rezultatem. Droga była długa, jednak cały czas słuchaliśmy muzyki lub biografii Kurtyki, więc minęła całkiem szybko. Około czternastej byliśmy gotowi do startu na szczyt. Trasa na początku prowadziła przez Wąwóz Homole. Miejsce bardzo ładne i malownicze. Dookoła otaczały nas wysokie skały z pięknymi ścianami, na które oczywiście chcieliśmy się wspinać, a w dolinie była mała rzeczka i wielka ilość różnej wielkości kamieni i głazów, które zachęcały do ich wykorzystania podczas przeprawy na jej drugą stronę. Skrzętnie z takiej możliwości korzystaliśmy i najczęściej wybieraliśmy trasę po kamieniach przez rwący nurt, a nie po mostach. Po przejściu wąwozu dotarliśmy do Polany Dubantowskiej z głazami wyglądającymi jak poukładane na płasko książki. Tutaj zaczął się śliski kawałek trasy. Podejście nie było strome, ale wilgotne, obłocone i bardzo śliskie kamienie bardzo utrudniały szybki marsz. Trzeba było naprawdę uważać, żeby się nie wywinąć orła. Na szczęście odcinek nie był zbyt długi i po kilkunastu minutach wyszliśmy na… leśną drogę. Tu już było zdecydowanie łatwiej, narzuciliśmy więc szybkie tempo i dotarliśmy do kolejnej polany, przy bazie namiotowej pod Wysoką, gdzie zrobiliśmy pitstop. Rozciągał się tam przepiękny widok na okoliczne wzgórki, górki i pagórki. Po skonsumowaniu kilku mniej i bardziej zdrowych przekąsek, rozpoczęliśmy ostatni etap trasy. Po przejściu polany trasa zaczynała się mocno piąć w górę. Ostatnie kilkanaście minut to była prawie wspinaczka! Na szczycie powitał nas piękny widok na różne pasma górskie bliższe i dalsze, z Tatrami włącznie. Nie obyło się oczywiście bez tradycyjnej coli i smakołyków. Zabrakło tylko pieczątki do książeczki, ponieważ jakiś kretyn ją wyrwał i ukradł. Po spożyciu jeszcze kilku żelków i nasyceniu oczu przepięknymi widokami, rozpoczęliśmy zejście na dół. Po dotarciu do wąwozu znowu były przeprawy przez strumyk, a tuż przed końcem przekonaliśmy Stwórców, że koniecznie musimy wspiąć się na jedną z otaczających ścian, co też niezwłocznie uczyniliśmy. Weszliśmy jakieś czterdzieści metrów wyżej, po czym Stwrórcy kazali nam niestety zawrócić. Frajda była przeogromna!

Teraz nie pozostało nam już nic innego, jak powrót do samochodu. Na parkingu zjedliśmy jeszcze lody i wbiliśmy pieczątkę, po czym ruszyliśmy w stronę Muszyny, gdzie mieliśmy przenocować. Trasa była długa i wiodła przez Słowację, ale w końcu dotarliśmy do Willi Urocze.

Visited 1 times, 1 visit(s) today