12 views 3 mins 0 comments

HOME SWEET HOME.

In 2014
01 października, 2014

Nareszcie w domu. Po długich miesiącach przygotowań i jeszcze dłuższych oczekiwania, trzech dniach w szpitalu i krótkiej przejażdżce Mikrusem, znalazłem się w moim nowym królestwie. Jak się okazało, pomimo tych wszystkich zakrojonych na szeroką skalę działań, było jeszcze kilka spraw do załatwienia, a przede wszystkim trochę rzeczy do kupienia. No i jeździł Ojciec to do Superfarmu, to do Świata Dziecka. Tu do Almy, a później kolejny raz do apteki. Po tygodniu, może dwóch sytuacja jednak została całkowicie opanowana i notoryczne wycieczki po sklepach zostały ukrócone.

Pierwsze tygodnie były trochę jak w amoku, szczególnie dla Stwórców. Szok dla organizmów z powodu małej ilości snu, szok dla umysłu, bo taki mały ja się pojawiłem i trzeba było się mną zajmować, szok generalny, bo trzeba było to całe zamieszanie jakoś ogarnąć. Jedyne wyrażenie jakie mogę tutaj przytoczyć, które dość trafnie opisuje te pierwsze 2-3 tygodnie mojego pobytu na świecie to “ostra jazda bez trzymanki”. Na szczęście była z nami babcia P., która bardzo nam wszystkim pomogła. Sprzątała, gotowała, karmiła, nosiła, usypiała, przytulała, przynosiła, przebierała, podawała, wynosiła, kąpała, klepała, prasowała, ubierała, grzała… Mógłbym tutaj wypisać jeszcze kolejne kilkadziesiąt czasowników, ale to jest blog, a nie słownik, więc tego nie zrobię. Zakładam, że moi czytelnicy są w miarę inteligentni więc domyślcie się!

Po dwóch-trzech tygodniach wszystko zaczęło się trochę stabilizować. Stwórcy nabrali wprawy w mojej obsłudze, a i ja również powoli przystosowywałem się do życia na Ziemi. Nauczyłem się jeść bezpośrednio z dystrybutorów, przyzwyczaiłem sie do pieluszek, Matka mogła zrezygnować ze ścisłej diety i zacząć przyjmować inne typy pokarmu, oprócz nabiału oczywiście, który nadal powodował kolki. Po początkowych kłopotach z przybieraniem na wadze również nie było śladu. Zacząłem nawet spać po 4-5 godzin w nocy. Stwórcy także wykazali dużą elastyczność i proces adaptacji, choć nie był łatwy, to jednak przebiegł dość szybko. Oczywiście duża w tym moja zasługa, ponieważ okazałem się grzecznym i wyrozumiałym dzieckiem, któremu naprawdę niewiele do szczęścia trzeba. Mogę tutaj nawet nieskromnie stwierdzić, że gdyby nie kolki to jedyne słowo jakim można byłoby mnie określić to anioł.

Nasze wspólne życie, które było niczym dziki i nieokiełznany górski potok, zmieniało się powoli w leniwą, uchodzącą do morza rzekę, szukającą co najwyżej kilku ostatnich meandrów.

Visited 1 times, 1 visit(s) today