9 views 5 mins 0 comments

DŁUGI WEEKEND NA POŁUDNIU. OSTRAVA.

In 2021
15 listopada, 2021

Listopadowe święto narodowe wypadało w tym roku w czwartek, więc aż się prosiło, żeby wyjechać gdzieś na długi weekend. Tym bardziej, że zostaliśmy zaproszeni przez rodziców Maćka i Bartka na wyjazd do agroturystyki. Stwórcy jednak nie byli zbyt optymistycznie nastawieni do tego pomysłu, mając w pamięci „piękne” listopadowe dni, które mogą zepsuć cały pobyt. Odmówili więc i jak się później okazało, była to całkiem niezła decyzja.

Tak się jakoś wszystko poskładało, że właśnie w ten weekend Stwórcy musieli być w Ostravie, żeby załatwić jakieś sprawy biznesowe. A jak Stwórcy musieli jechać, to i my również. Początkowo nie byliśmy przekonani do tego pomysłu, ale jak dowiedzieliśmy się, że pojedziemy do innego kraju, to od razu zmieniliśmy nastawienie. Ruszyliśmy jak zwykle opóźnieni, ale niezbyt się tym ktokolwiek przejmował. Ojciec puścił Harrego Pottera i pomknęliśmy na południe. Niedługo przed granicą zajechaliśmy tradycyjnie do McDonalda, pomimo, że mieliśmy zapasy jedzenia i picia wystarczające na co najmniej dwie takie podróże. Niedługo później dojechaliśmy do celu – Villa Na Landeku w Ostravie. Jak się okazało był to dworek przerobiony na hotel, na szczycie wzgórza w środku lasu. Było tam przepięknie, choć uświadomiliśmy sobie to dopiero rano. Mieliśmy do dyspozycji małe mieszkanie, w którym rozłożyliśmy wszystkie rzeczy i poszaleliśmy trochę pomimo późnej pory. Gdy już wstaliśmy i trzeba było się pakować, w absolutnie nam się to nie spodobało. Co prawda w ogóle nie chcieliśmy tu przyjeżdżać, ale jak już byliśmy, to chcieliśmy zostać dłużej. Stwórcy jednak zaplanowali śniadanie na mieście, więc tylko informacja o tym, że będzie English breakfast była w stanie mnie zmusić do pakowania i ubrania się.

English breakfast okazało się…. bardzo English. Prawie prawdziwym English breakfast, łącznie z fasolką i grzybkami. Nie było to domowe English składające się z bekonu, jajka sadzonego i tostów. Skupiłem się więc na bekonie i jajku, a Bruno, który zamówił pankejki z nutellą, po zjedzeniu pierwszego, zaczął podkradać mi bekon. Stwórcy byli jednak zachwyceni i wyczyścili oba Englishe do cna. Po śniadaniu pojechaliśmy załatwić sprawę w urzędzie, a resztę dnia spędziliśmy na zwiedzaniu Ostravy. Zaczęliśmy od budynku ratusza, który jest najwyższym obiektem w mieście z tarasem widokowym na samej górze. Muszę przyznać, że widoki były ok. Brunowi jednak takie wysokości niezbyt się podobały i szybko schował się przy windzie. Kolejnym etapem zwiedzania było centrum. Wpadliśmy na fantastyczny pomysł, żeby zrobić to na hulajnogach i tak też zrobiliśmy. Takie zwiedzanie to ja rozumiem! Po objechaniu centrum, wypiciu kawy i zjedzeniu kawałka pizzy, pojechaliśmy na ostatnią atrakcję – do starej huty i kopalni – Dolni Vitkovice DOV. Stwórcy byli zachwyceni miejscem. Wszędzie stare instalacje, maszyny, silosy, zbiorniki i wszelkie inne industrialne zabytki. Nam natomiast zdecydowanie bardziej podobało się muzeum techniki, gdzie były stare Skody, wielki batyskaf, kabina autobusu czy różne tablice rozdzielcze z setkami przełączników i przycisków, którymi mogliśmy się bawić. Spędziliśmy tam dwie godziny pełne szaleństw i zabaw. Takie muzeum to ja rozumiem!

Po tej wizycie obejrzeliśmy jeszcze stary myśliwiec stojący przy parkingu, po czym wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku Ojczyzny.

Visited 1 times, 1 visit(s) today