2 views 4 mins 0 comments

DŁUGI WEEKEND NA POŁUDNIU. KRAKÓW.

In 2021
17 listopada, 2021

Po zdobyciu Skrzycznego, kolejnym, ostatnim etapem długiego weekendu był Kraków. Zameldowaliśmy się z dala od centrum, ale za to mieliśmy fajną kuchnię na dole i duży pokój na górze. Po skonsumowaniu śniadania, na rozgrzewkę ruszyliśmy na Kopiec Kościuszki. Na sam kopiec niestety nie weszliśmy, gdyż przeraziła nas długa kolejka do kas. Obeszliśmy więc wszystko dookoła i udaliśmy się do centrum.

Zaparkowaliśmy nieopodal Wawelu i ruszyliśmy na Rynek. Stwórcy obiecali nam, że zobaczymy smoka, więc pomimo bolącej nogi i nienajlepszego humoru, jakoś za nimi człapałem. Smok faktycznie był fajny. Można było się na niego wspiąć i od czasu do czasu zionął ogniem! Polecam wszystkim dzieciom! Po tej atrakcji ruszyliśmy w kierunku rynku. Byliśmy strasznie marudni, bo było nam zimno, bolała mnie noga i w ogóle nie chciało mi się nigdzie chodzić. Bruno oczywiście chciał kupować wszystko co zobaczył po drodze, więc też nie miał najlepszego humoru. Dopiero obietnica wypicia gorącej czekolady sprawiła, że zmniejszyliśmy poziom marudzenia. O jakieś pięć procent. Na Rynku najbardziej spodobały nam się gołębie, które mogliśmy ganiać, a które ciągle do nas wracały. Poza tym co może się podobać kilkulatkom, stare budynki? Wypiliśmy więc czekoladę i skierowaliśmy nasze kroki ku Wawelowi. Szału nie było, ale Stwórcy przynajmniej byli zadowoleni. Po drodze do domu zajechaliśmy jeszcze do Muzeum Sztuki Japońskiej na wystawę fotografii i papieru japońskiego. Fotografie były średnie, a papieru nie można było dotykać… To niby jak miałem zobaczyć, że to nie jest zwykły papier??? W sklepiku nie było żadnych ciekawych rzeczy, na które moglibyśmy naciągnąć Stwórców, więc szybko się stamtąd ewakuowaliśmy i pojechaliśmy do domu.

W niedzielę mieliśmy zaplanowaną tylko jedną atrakcję – Wieliczkę. Bruno był bardzo podekscytowany, ja również, choć starałem się tego nie pokazywać. Na początek zwiedziliśmy Zamek Żupny, który nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia nawet na Stwórcach. Na szczęście zwiedzanie było krótkie, więc zbytnio się nie umęczyliśmy i poszliśmy zwiedzać kopalnię. Zaczęło się od zejścia w dół. Schodziliśmy kilkadziesiąt poziomów, kilkaset schodów. Ruszyłem oczywiście przodem i ciągle nawoływałem resztę z pytaniem, na którym są piętrze. Po kilkunastu minutach udało nam się w końcu dotrzeć na początek trasy poziomej. Matka poradziła, żebym trzymał się jak najbliżej przewodnika, to dowiem się wtedy najwięcej. Tak też uczyniłem. Kopalnia zrobiła na nas fantastyczne wrażenie. Sam fakt, że można było lizać słone ściany powinien być wystarczającym argumentem dla każdego dziecka. Dodajmy do tego podejścia, zejścia, zbiorniki z wodą, wielkie sale czy rzeźby wykute z soli oraz sam fakt, że jest się kilkadziesiąt metrów pod ziemią, to sami widzicie, że miejsce jest naprawdę warte zobaczenia. Na koniec wycieczki szliśmy do windy kilkaset metrów po starych torach, co najbardziej podobało się Brunowi. Poza zakupami pamiątek już na powierzchni ma się rozumieć.

I to już niestety był koniec długiego weekendu. Po świetnych przygodach w wielu różnych miejscach (a nawet krajach!), jedyne co pozostało to wrócić do Warszawy, co też zrobiliśmy.

Visited 1 times, 1 visit(s) today