
Edukacja górą. W tym roku nie pojechaliśmy tradycyjnie do Sopienia, ponieważ Matka miała w weekend zajęcia na uczelni. Nie przeszkodziło nam to jednak w spędzeniu go w całkiem fajny sposób.
Zaczęliśmy od wyjazdu na Jurę Krakowsko-Częstochowską z rodziną F. Co prawda ich plany posypały się już pierwszego dnia, ponieważ Leonard się zatruł i musiał zostać z wujkiem Dawidem w domu. No i jako że to on organizował całą wycieczkę, zostaliśmy z noclegiem, ale kompletnie bez planu. Ale co to dla nas?! Przecież od dawna wiemy, że plany się zmieniają, więc w ogóle się tym nie przejęliśmy. Na początek były formacje skalne Diabelskie Mosty i Brama Twardowskiego, gdzie mogliśmy się pobawić i powspinać. Następnie ruszyliśmy na lody, a dopiero później do kolejnej atrakcji, Zamku w Bobolicach. Po drodze zauważyliśmy jeszcze jeden zamek, więc długo się nie zastanawiając, zaparkowaliśmy auta i poszliśmy na małe zwiedzanko. Okazało się, że jest to Zamek w Mirowie, który znajduje się około dwa kilometry od Bobolic. Kolejnym odkryciem była trasa prowadząca do Zamku Bobolice, którą ruszyliśmy niezwłocznie po obejrzeniu zamku w Mirowie. Ścieżka była bardzo malownicza, przez górki, wzgórki i pagórki, przez las i polany, z przepięknymi widokami. Sam zamek zrobił na nas wielkie wrażenie. Pięknie odbudowany, z wielką starannością i wieloma detalami, z toaletą w sali narad włącznie. Nie zabrakło oczywiście wspinaczki na skałach przed zamkiem. Droga powrotna do Mirowa owocowała w kolejne zdobywanie skałek, a zakończyła się chill-outem dorosłych na polanie i wspinaczką dzieci na wszystkie okoliczne skały. Po około godzinie albo i dwóch, ruszyliśmy w poszukiwaniu obiadu i ostatecznie trafiliśmy do Trafo Base Camp. Miejsce fantastyczne, zrobione pod wspinaczy, z fajnym klimatem, ogólnodostępną ścianką i super ogrodem. Spędziliśmy tam kolejną godzinę, z czego obiad zajął nam maksymalnie kilka sekund, tacy byliśmy zajęci! Dopiero w okolicach dwudziestej dotarliśmy do Agroturystyki AMiG w Krzywopłotach, gdzie był nasz nocleg.
Kolejny dzień przywitał nas piękną pogodą, z której od razu skorzystaliśmy, szalejąc po przepastnym obszarze agroturystyki, grając w szachy, tenisa, kosza i piłkę, skacząc na trampolinie i szalejąc na placu zabaw. Tak nam się podobało, że nie chcieliśmy nigdzie wyjeżdżać! Dopiero argument o zakończeniu doby hotelowej i konieczności opuszczenia lokalu nas przekonał. Ledwo! Na pierwszy ogień poszło lokalne Dino, gdzie uzbroiliśmy się w napoje i jedzenie na kolejne dwa tygodnie. Kolejnym etapem był punkt widokowy Pustyni Błędowskiej w Kluczach, skąd mogliśmy… podziwiać?… Hmmm raczej zobaczyć tą naszą pustynię. Szału nie było, więc ruszyliśmy do punktu widokowego Dąbrówka, gdzie w końcu mogliśmy po tym piasku pobiegać. Co też z niekłamaną przyjemnością zrobiliśmy. Długo to jednak nie trwało, bo ileż można biegać po piasku bez morza obok? Zapakowaliśmy się do samochodów i pojechaliśmy zwiedzić Zamek Ogrodzieniec oraz Gród na Górze Birów. Przy zamku było tyle aut i tylu ludzi, że nasze wewnętrzne dżipiesy automatycznie wymusiły odwrót. Zawróciliśmy więc i podjechaliśmy od razu do grodu, który okazał się on całkiem fajną atrakcją dla dzieci. Gród raz zdobywaliśmy, a raz broniliśmy przed najeźdźcami, a po tych wszystkich bitwach wspięliśmy się jeszcze na Suchy Połeć, gdzie z wierzchołka mogliśmy podziwiać piękną panoramę zamku z bezpiecznej odległości. Teraz pozostawało tylko zjeść obiad i pojechać na Górę Zborów. Trafiliśmy do „Bistro u Dziewczyn” w Ogrodzieńcu i muszę przyznać, że znaleźliśmy prawdziwą perełkę. Zjedliśmy tu najlepsze nuggetsy z frytkami w historii. Stwórcy zresztą również byli zachwyceni swoimi polikami wołowymi. Wszystkie te pyszności poprawiliśmy lodami i już byliśmy gotowi do drogi.
Góra Zborów to podobno najlepsze miejsce do wspinaczki w całej Jurze. Po osobistej weryfikacji muszę przyznać, że „podobno” można usunąć z tego wyrażenia. Spędziliśmy tam dobre kilka godzin, wspinając się na wszystkie możliwe skałki i przy okazji doprowadzając Stwórców do kilku zawałów serca. Zabawa była Fan-ta-sty-czna! Przez naprawdę wielkie ef. Zdecydowanie musimy tu jeszcze wrócić, bo miejscówka jest genialna i do wspinaczki i do chill-outu.