
Automaniak. To określenie chyba najlepiej pasuje do Bruna. Zaczęło się wszystko około 5.30 rano. Jak tylko nauczył się chodzić, po przebudzeniu żwawo tuptał do sypialni Stwórców i ledwo wystając głową znad łóżka, jeździł somie resorakami tam i z powrotem. Oczywiście samo jeżdżenie mu nie wystarczało. Aktywny udział w zabawie musiał mieć najszczęśliwszy w tym momencie Ojciec świata, który (niestety dla niego!) ma dużo płytszy sen od Matki, i musiał robić szlaban, do którego resoraki podjeżdżały.
Z czasem głowa wystawała coraz wyżej, ale nawyk pozostał. Na szczęście dla Stwórców, z każdym miesiącem godzina przybycia zmieniała się na odrobinę późniejszą. Gdy poszedł do przedszkola i wysypiał się w ciągu dnia, wieczorami jedyną rzeczą, której nie chciał robić to pójść spać. Zaczął więc jeździć również wieczorem, tym razem po Ojcu, który dzięki temu mógł spokojnie poczytać sobie książkę lub gazetę, bo Matka oczywiście musiała latać na miotle, albo dla odmiany rozwieszała pranie. Lub też zbierała pranie. W zasadzie to chyba robiła te wszystkie rzeczy naraz i pewnie jeszcze kilka innych. Kolejnym elementem tej wieczornej układanki okazał się niebieski kocyk z żyrafą, na którym autka zostawiały ślady po przejechaniu. Tak więc wieczorna rutyna wyglądała mniej więcej tak:
Igor: kolacja, kąpiel, zęby, czytanie, spać.
Bruno: kolacja, kąpiel, zęby, czytanie, jeżdżenie, druga kolacja, jeżdżenie, zęby, leżenie z Matką w łóżeczku i opowiadanie o pociągach, pożegnanie na noc, przytulak, wyjście do salonu z informacją, że nie chce mu się spać (co najmniej dwa razy) i w końcu, około 22.30 spać.
Jeżdżenie resorakami to jednak nie wszystko. Muszę tu jeszcze wspomnieć o wszelkich zabawkach jeżdżących na podwórku, które nie miały z nim łatwego życia i których przebieg zwiększył się wykładniczo po pojawieniu się Bruna na podwórku. Do tego dochodzi jeszcze wielka wywrotka, którą dostał, jeszcze większa śmieciarka pożyczana od kolegów Maćka i Bartka, a na elektrycznych samochodach na ósmym piętrze i w parku kończąc. Nie widziałem chyba większego uśmiechu na jego twarzy, gdy zasiadł w parku za kierownicą takiego pojazdu i szalał nim na placu i jednocześnie najsmutniejszej miny, gdy Stwórcy powiedzieli, że nie pojedzie drugi raz.
Teraz, już po kilku dobrych latach, kolejny etap, który nas czeka to kartingi dla dzieci. Jak tak dalej pójdzie to wyrośnie nam kolejny Lewis Hamilton! Biedni Stwórcy!